Re: Noce Nowego Orleanu [Wampir Maskarada 5 edycja, gra]
: 21 lip 2022, 19:46
Wypadła z kanciapy tuż za złociutkim i skarbem, waląc ze zdobycznej broni do następnego w kolejce szczura. Przerośnięte cielsko karnie pochłonęło kulkę i padło pod stopy swych napalonych, wciąż jeszcze żywych, towarzyszy. Ale Rosario nie patrzyła, po prostu parła naprzód. Póki nic nie podgryzało jej podwiązek, dało się żyć.
Albo nie-żyć.
Właściwie nie bardzo wiedziała, jak się do sprawy ustosunkować. Tak czy inaczej, nie marnowała oddechu na okrzyki czy instrukcje. Te istotne padły bowiem już w kanciapie, cała reszta była ozdobnikiem, niemającym zbyt wiele wpływu na przebieg akcji.
Kiedy wybiegła w chłód nocy, zmachana, a jednak bez wyrywającego się z piersi serca, pędem pognała ku arce, która miała ich stąd unieść. Szarpnęła za fragment tęczy, coś trzasnęło i chyba pękło. Gestem ponagliła Latoyę, Billy’ego i blondynę, czekając z niecierpliwością na królowe balu.
— Szybciej, kurwa! — wyrwało jej się, kiedy Shmoe wpadł już do busa, ale Doyle guzdrał się, truchtając, naraz jakoś niemrawo. — Lubisz spacerki, co?
Zatrzasnęła drzwi za gangusem, z niepokojem obserwując przez szybę gościa po drugiej stronie krat. Nie mogąc wytrzymać napięcia, zaciągnęła gustowną zasłonkę w palemki i spojrzała nagląco na Tony’ego, któremu zebrało się na mycie szyb. W międzyczasie dostrzegła, że z jego pleców wystaje siekiera, ale widok był na tyle abstrakcyjny, że na razie nie zaprzątała sobie tym głowy.
— Ay dios mio! Puśćże mnie tu. A ty, skarbie — zwróciła się do Cedrica — pilnuj drzwi, bo zamek jest rozjebany!
Rosario bez pardonu odepchnęła na bok kolana niedoszłego złodzieja autobusów i usiadła obok, na szerokim siedzeniu kierowcy, ignorując wszelkie ewentualne utyskiwania z jego strony. Chwilę pogmerała przy wiązce kabli i voila! Poszło. Byli uratowani. Przynajmniej chwilowo. Byle tylko nie zabrakło bajury.
— DAWAJ, ZŁOCIUTKI! DEPNIJ GO, JAK BOZIA PRZYKAZAŁA!
Kiedy już jechali, zostawiając w tyle bibliotekę, Kafara i cały ten niepojęty jebodrom, Rosario spojrzała przytomniej po swoich towarzyszach. Jej wzrok zatrzymał się na kierowcy, a dokładniej — na jego plecach.
— Zaciśnij zęby — poleciła i bez dalszych ceregieli wyszarpnęła siekierę. — Nic się nie martw — sapnęła, klepnąwszy go po barku — do wesela się zagoi.
Albo nie-żyć.
Właściwie nie bardzo wiedziała, jak się do sprawy ustosunkować. Tak czy inaczej, nie marnowała oddechu na okrzyki czy instrukcje. Te istotne padły bowiem już w kanciapie, cała reszta była ozdobnikiem, niemającym zbyt wiele wpływu na przebieg akcji.
Kiedy wybiegła w chłód nocy, zmachana, a jednak bez wyrywającego się z piersi serca, pędem pognała ku arce, która miała ich stąd unieść. Szarpnęła za fragment tęczy, coś trzasnęło i chyba pękło. Gestem ponagliła Latoyę, Billy’ego i blondynę, czekając z niecierpliwością na królowe balu.
— Szybciej, kurwa! — wyrwało jej się, kiedy Shmoe wpadł już do busa, ale Doyle guzdrał się, truchtając, naraz jakoś niemrawo. — Lubisz spacerki, co?
Zatrzasnęła drzwi za gangusem, z niepokojem obserwując przez szybę gościa po drugiej stronie krat. Nie mogąc wytrzymać napięcia, zaciągnęła gustowną zasłonkę w palemki i spojrzała nagląco na Tony’ego, któremu zebrało się na mycie szyb. W międzyczasie dostrzegła, że z jego pleców wystaje siekiera, ale widok był na tyle abstrakcyjny, że na razie nie zaprzątała sobie tym głowy.
— Ay dios mio! Puśćże mnie tu. A ty, skarbie — zwróciła się do Cedrica — pilnuj drzwi, bo zamek jest rozjebany!
Rosario bez pardonu odepchnęła na bok kolana niedoszłego złodzieja autobusów i usiadła obok, na szerokim siedzeniu kierowcy, ignorując wszelkie ewentualne utyskiwania z jego strony. Chwilę pogmerała przy wiązce kabli i voila! Poszło. Byli uratowani. Przynajmniej chwilowo. Byle tylko nie zabrakło bajury.
— DAWAJ, ZŁOCIUTKI! DEPNIJ GO, JAK BOZIA PRZYKAZAŁA!
Kiedy już jechali, zostawiając w tyle bibliotekę, Kafara i cały ten niepojęty jebodrom, Rosario spojrzała przytomniej po swoich towarzyszach. Jej wzrok zatrzymał się na kierowcy, a dokładniej — na jego plecach.
— Zaciśnij zęby — poleciła i bez dalszych ceregieli wyszarpnęła siekierę. — Nic się nie martw — sapnęła, klepnąwszy go po barku — do wesela się zagoi.