— „Sezon Burz”— (...) Są lokale, gdzie jeść dają nie gorzej, a bywa, że lepiej. Choćby „Szafran i Pieprz” w Gors Velen albo „Hen Cerbin” w Novigradzie, z własnym browarem.
„Hen Cerbin” w Starszej Mowie tłumaczy się na „Stary Kruk”. Wcale trafna to nazwa dla zajezdnego domu pamiętającego złote czasy, gdy na redańskim tronie zasiadał Radowid I, a na północ od opływających Wyspę Spichrzów kanałów Pontaru słychać było jeno szum kniei, nie bicie dzwonów na wieżyczkach kaplic i klekotanie machin w podmiejskich manufakturach. Tak przynajmniej twierdzą państwo Mersereau, właściciele lokalu od ośmiu pokoleń.Deklaracjom tym zwykło się grzecznie przytakiwać i powstrzymywać uwagi, że przybytek nijak nie sugeruje wyglądem zbliżającej się piątej setki na karku. Nie tylko wcale nowoczesną, wąską i strzelistą architekturą charakterystyczną dla zabudowań powstałych na surowo opodatkowanych parcelach Wolnego Miasta, ale też utrzymanymi w nienagannej kondycji, bielonymi fasadami, spod których jak żebra wystaje szkielet oryginalnej cedrowej konstrukcji. Już po samych jej rozmiarach można śmiało wnioskować, że bieda gospodarzom w oczy nie zagląda; mimo srogiej taksy na grunt, „Hen Cerbin” to łącznie trzy sąsiadujące budynki połączone w jeden. Frontem wita gości przestronna, gustowna gospoda. Jej lewe skrzydło — prywatne rodzinne domostwo zamieszkane przez właścicieli i większość spowinowaconych z nimi pracowników. Prawe zaś — perła w koronie lokalu i rodziny, ich własny browar. Od co najmniej ośmiu znanych pokoleń w „Hen Cerbin” waży się niepowtarzalne, autorskie piwo, którego skosztować może każdy gość. Zdaniem zapalonych miłośników, krytyków i znawców krafta, „nawet znośne”. W sam raz do obiadu, bo i najeść lza się tam nie tylko suto, ale też smacznie i wykwintnie. Ze wszystkich stron wabi klientelę zapach pieczonego mięsa, kminu, bazylii, czosnku w oliwie… — głównie kupców, dostojników, zamożne mieszczaństwo. Powodzi się owemu „staremu kruczysku”. Spośród novigradzkiej konkurencji tylko elitarny „Srebrny Krąg” bije go na rozmiary, lecz państwo Mersereau chwalą sobie mieć nad Pentacoste jedną kluczową przewagę. Choć uchodzi ich lokal za niemniej wyborowy i prawie tak samo absurdalnie drogi, to niewymagane jest listowne zaproszenie lub czekanie tygodniami na rozpatrzenie rezerwacji, by uraczyć się tam zimnym piwem oraz kawałkiem pieczonego prosięcia. Starczy zasobna sakiew.