Post
autor: Aarchangelss » 25 wrz 2019, 21:03
Pogoda dopisywała, a przynajmniej w tej chwili, w której Xavier kroczył sobie drogą, czy być może raczej wydeptanym szlakiem, zmierzając w stronę wsi. Właściwie do wsi to już wlazł i w jej granicach buty sobie brudził błotem, a przynajmniej nadziei jak dzieciak matczynej spódnicy się uczepił, że to co na ziemi się pławiło w Słońca świetle, było właśnie błotem, a nie czymś, co pijany wieśniak zgubił po drodze, gdzieś ze spodni nogawki...
Ostrouch do kowala zmierzał, a znaleźć mu go trudno nie było, wszak zazwyczaj budynek taki kuźnią zwany wyróżniał się na innych tle przysposobieniem do prowadzenia działalności swojej. Co prawda były i inne specyficzne budowle, chociażby zajazd wielgachny, jak trolowa żyć i równie się wyróżnia. Może niekoniecznie smrodem i skórą grubą na pół łokcia, ale swoim rozmiarem i rozpoznawalnością. Wszako chata sołtysa, czy innego wójta tej dziury mniejsza była, a ta przecie, jako zapewne człeka najbogatszego we wsi, się wyróżniać musiała. Na elfie oko, w przeciwności stojąc z resztą osady, wizerunek ogrodzenia dobrze świadczył o gospodarzu, oraz jego przybytku. Toteż nieludź na uśmiech sobie pozwolił, a do karczmy następnie pamiętał, żeby zajść. Tym czasem jednak obowiązki wzywały go, bo droga jego daleka, a wpierwiej do kowala. Przed progiem buty z błota (wciąż nadzieję mając, że błotem brud parszywy był) wyczyścił, a potem grzecznie we drzwi walnął razów siedem i na zaproszenie czekał, coby nie przeszkadzać za szybko, a jak długo zaproszenia nie posłyszał, to klamkę nacisnął i jak oporu drzwi nie stawiały, to do środka wparował.
Jak zaś ten nowy obecny wyglądał? A no wyglądał, jakby miał w sobie coś z rycerza... Łeb ino zakuty. Maskę pancerną na mordzie nosił, przeto poznać po gębie, czy baba to czy chłop się dać nie dało, dopiero postura pomagała, chociaż jak kto pijany, to za babę bez atrybutów odpowiednich wziąć mógł, a co dopiero stwierdzić, czy ylf to, czy człek. Kaptur na głowie i płaszcz na plecach, pod plecakiem ukryty, chronił jegomościa od biczów wiatru, a i jego warkocz długi chował, coby nie dyndał jak jęzor psa, co gorąc za duży poczuwał. Tunika prosta, z kurtą ze skóry rozpiętą, rękawice i spodnie podobnie ze skóry wykonane, a te ostatnie pasem z kaletkami dwiema umocowane. Przy pasie dynda sobie dumnie w pochwie mieczysko schowane, co to nie wyróżnia się, póki wyjąć go nie trza. Ino buty jeszcze istotne, nie bardzo ale wciąż, co to dobrej roboty są. Warto wspomnieć jeszcze, że jako elf pracujący, co to żadnej pracy się nie bał, rozejrzał się pierwiej, to jest przed zajściem do kowala, tablicą ogłoszeń, bo kto wie? Może jaka robota była, do której przytulić by się mógł?
Ilość słów: 0