Zachęcone kołysaniem i łagodnymi namowami ojca, dziecko odwróciło się w kierunku Asterala, obserwując go swoimi zdziwionymi, błękitnymi jak u ojca oczami.
—
Dzieńdobly — powiedziała niewyraźnie, ciągle z końcem warkoczyka trzymanym w buzi.
—
Opowiadałem ci dużo bajek — ojciec zwrócił się do córki, starając się nią nieco ośmielić. —
Jedna była o kwiatku i czarodzieju, co nosił góry. Pamiętasz?
Asteral pamiętał. Nie tyle samą bajkę, ile Herberta Stammelforda, mistrza żywiołu ziemi, którego to wyczyn, skądinąd prawdziwy, przeszedł do historii, dając inspirację wielu późniejszym bajędom.
—
A-haaa — potwierdziła w końcu dziewczynka, kiwając płową głową. Zaraz potem spojrzała się upewniająco na rodziciela.—
Nie polwie zadnej księżnicki?
—
Nie — zaprzeczył Lukas z łagodnym uśmiechem. —
A na pewno nie dam mu porwać ciebie, księżniczko.
Zachęcony zaproszeniem Asterala, Lukas przyjął od niego wisior. Podnosząc go do oczu, obejrzał dokładniej w promieniach słońca i pozwolił mu powisieć na swojej dłoni, być może oceniając jego ciężar.
—
Należał… Miał należeć do twojej mamy — powiedział z wysiłkiem gospodarz, zakładając dziecku złoty łańcuszek na szyję. Asteral przyglądał się uważnie scenie. Jeśli w tym momencie wyczulał wszystkie swoje zmysły na magię, licząc, że uda mu się zarejestrować moment zdjęcia ciążącej na dworku klątwy, nie udało mu się. Dziewczynka czująca nagły ciężar klejnotu na szyi spojrzała w dół, unosząc oprawiony kamień na łańcuszku i oglądając go ciekawie. Nie było w tej scenie absolutnie nic magicznego. Niczego poza ulgą i wdzięcznością, która odmalowała się na twarzy Lukasa.
—
Co się mówi? — zapytał córkę ojciec zmienionym głosem.
—
Dzię-ku-ję — wysylabizowała dziewczynka, na powrót zajmując się swoim warkoczykiem. —
Mogę do Jadwini?
Ojciec przytaknął, stawiając dziewczynkę na ziemi i pozwalając jej się samodzielnie oddalić w stronę domostwa. Przestrzegając ją uprzednio, by nie zgubiła darowanej jej pamiątki, dopóki nie przyjdzie.
—
I ja wam dziękuję, mości Asteralu — odezwał się, gdy dziecko zniknęło za uchylonymi drzwiami chaty. Lukas wyszedł zza roboczego blatu, wyciągając prawice w kierunku Asterala. —
Za waszą pamięć i fatygę. Jeżeli mogę wam za nią jakoś odpłacić… Rzeknijcie jak.
***
—
O tym samym — Aust, przystojny buc, rozmarzył się na przywołanego przez Istkę golema. Elfka, po zmianie ubrań na bardziej czyste, choć wygniecione, woniała zdecydowanie mniej. Przynajmniej na tyle, by nikt nie pomyślał o wyrzuceniu jej z wozu. —
Na podwórku, też coś. To cenny i skomplikowany konstrukt. Ich normalnie nie trzyma się na podwórku, tylko…
Nie zdążył dodać, że w bibliotekach z białymi krukami, lochach i ukrytych przed światem pracowniami. Chwilę później wyręczyła go w tym Breith, którego wykładu nie chciał przerywać i wysłuchał z wyraźnym zainteresowaniem.
—
Żal trochę — stwierdził, kiedy wiedźminka skończyła swój wywód. —
Że roznieść w drobny mak. Taki golem potrafi niekiedy kosztować tyle, co dom. A i to tylko za samą powłokę i matrycę, bez programowania…
Uczeń czarodzieja pogonił szkapę, wzdychając do swoich myśli wypełnionych cennymi i skomplikowanymi konstruktami kosztującymi niekiedy tyle, co dom. Z marzeń wyrwały go spekulacje Breith na temat tego, co grasowało w dworku.
—
Upiór — odpowiedział z przekonaniem młodzieniec. I zaraz po tym popierając owo przekonanie rzetelną wiedzą na temat rzeczonego zjawiska. —
A dokładniej spektralna emanacja, manifestująca się spontanicznie pod wpływem okoliczności zapewne towarzyszących śmierci lub magii intencjonalnej. Przez pewien czas utrzymująca się w stanie częściowego uśpienia, wpływająca na otoczenie przez aurę.
Chłopak nie pomylił się ani nie przeinaczył faktów. Obecna wśród nich wiedźminka mogła to potwierdzić, a być może nawet być nieco zaskoczona. Niewielu czarodziejów, zwłaszcza początkujących, decydowała się na przyswajanie podobnej wiedzy, jeżeli nie była powiązana z przedmiotem ich specjalizacji.
—
Dał się nam we znaki — zakończył swoją definicję młody von Molauch bardziej personalnym akcentem. Zbliżali się do odnogi z wiejską drogą, tą samą, na której odłączyli się od Asterala. Wszystkie znaki na niebie i ziemi, a przynajmniej zmrużone spojrzenie wypatrującego w dal Austa zwiastowały, że ich pojednanie miało nastąpić wielce rychło. —
I chyba nawet widzę mistrza, zmierzającego ku nam. Tprrr, Ost!
► Pokaż Spoiler
Asteral oddaje
medalion z rubinem
Karri zabiera ze sobą
trofeum z potwora
Istka przestaje śmierdzieć jak gówno.