Post
autor: Asteral von Carlina » 28 paź 2022, 20:24
Na temat Catriony czarodziej miał swoje zdanie. Choroba rozprzestrzeniała się zawsze w ten sam miarowy sposób, pochłaniając kolejne regiony, kolejne królestwa, nie oszczędzając ni biedoty, ni szlachetnie urodzonych głów. Ogniskując najbardziej w dużych miastach, gdzie większe skupiska ludzi, gorsza higiena osobista i nieczystości, często płynące otwartymi rowami wzdłuż drogi, sprzyjały wszelkim paskudztwom. Niesiona przez nią śmierć rozlewała się na starych mapach świata, jak czerwony atrament, niezdarnie przewróconego kałamarza. Nie zamierzał jednak dyskutować, że jego przewidywania będą prawdziwe. Tym razem nie chciał mieć racji. Wiedzący niestety zazwyczaj świetnie przewidują porażki i tragedie, a zwycięstwa i pomyślność zapowiadają przesadnie.
Temat jego pochodzenia i ciekawej persony jaką mieniła się jego przybrana matka w oczach elfki, szybko został przerwany. Wóz niespokojnie zawrócił, odbijając od prawej krawędzi, gdzie znajdował się rów z soczystymi ostami. Refleks złotowłosej na szczęście wystarczył, aby uchronić ich przed tragedią. Oczekiwanie na jakiegoś pomocnego człowieka, który pomógłby im zatulać wóz do kołodzieja, byłoby niepotrzebną stratą czasu. Choć tego mieli sporo, bo nigdzie szczególnie im się nie śpieszyło, życie dookoła nich toczyło się.
Z pewnością za sprawą przychylności Melitele dalsza podróż minęła im spokojnie. Mieli czas porozmawiać o błahych sprawach doczesnych, zagłębić się jeszcze w swojej historii i zastanowić się nad przyszłością. Asteral zdradził dziewczynie kilka szczegółów ze swojego życia. Urodził się w Tretogorze. Był jedynym spadkobiercą rodu von Carlina, choć cały majątek po matce przekazany został na tamtejszy sierociniec. Cecylia zmarła na zawał mięśnia sercowego. Na Akademii w Oxenfurcie początkowo wykładał gościnnie na Wydziale Historii Naturalnej, prowadząc prelekcje na temat druidyzmu oraz środowiska naturalnego na terenach Państw Północy.
Wspomniał, że w Novigradzie prowadził sklep „Święta trójca – zioła i usługi znachorskie”, a jego nazwał wzięła się od wermutu, fenkułu i anyżu. W tamtych czasach mocno stosował się do teorii humoralnej, która wbrew opiniom jego kolegów po fachu, sprawdzała się w wielu wypadkach. Ten pierwszy, właściwy dla choleryków, świetnie oczyszcza organizm, pobudza apetyt oraz nadaje się dla histeryczek. Koper słodki, który wskazany jest dla melancholików, poprawia odporność, reguluje kwasy żołądkowe, ma właściwości napotne i przeciwgorączkowe, ale co ciekawe zwiększa libido u mężczyzn. Natomiast biedrzeniec anyż, zalecany przede wszystkim flegmatykom, działa właściwie na choroby pokarmowe oraz wykrztuśnie, poprawia apetyt, a pomoże nawet kobietom, które nie mają pokarmu. Polecił jej publikację Corpus Hippocraticum, jeżeli wcześniej nie miała okazji jej przeczytać.
Gdy przeszli na tematy przyszłości, zaczął rozwodzić się o remoncie dworku, który dziewczyna miała okazje poznać również z tej mrocznej strony. Po zdjęciu zeń klątwy, chciał załatać dach, a resztę pomieszczeń przeznaczyć na pokój dzienny, pokoje gościnne, bibliotekę oraz pracownię alchemiczną. Na zewnątrz trzeba było ujarzmić sad, posadzić w okolicznym ogrodzie zioła i warzywa na własny użytek, wybudować oranżerię, gdzie mógłby hodować bardziej wymagające rośliny oraz przeorać pobliskie pola, na których będą rosły zboża. W dalszej perspektywie chciał również wybudować i odrestaurować budynki gospodarcze, w tym stajnię. I wznowić pracę młyna. Równolegle, gdy dworek młynarski powoli będzie ożywał, obmyślał organizację zakładu w Vengerbergu. Prócz sprzedawania ziół i magicznych specyfików, prowadziłby cyruliczne i magiczne usługi. Aust, który pomagał mu poprzednio w Novigradzie, nie miał szczególnej smykałki do medycyny, choć dysponował bogatą wiedzą. Więcej uwagi chłopak poświęcał magii, niż zielarstwie, hodowli zwierząt i warzeniu mikstur. Chwaląc go na koniec, Asteral wspomniał, że jego potencjał można dostrzec w samowolnie skonstruowanym magicznym kompasie, który prowadził ich do celu przez ostatni dni.
Podczas postojów w trakcie podróży, czarodziej korzystał z okazji, aby poszukać ziół. Przechadzał się między gęstymi chaszczami, w których nadmiernie dużo czasu spędzał na obserwowaniu przyrody, niż wynajdowaniu komponentów leczniczych. Jednego razu przysiadł się na pieńku, aby obserwować pająka plotącego swoją sieć, między grubymi źdźbłami perzyku. Urodziwa samica tygrzyka paskowanego o masywnym złotawym odwłoku o czarnych poprzecznych prążkach, cierpliwie snuła gęste nici swojej pajęczyny. Do tej pory wpadły i ugrzęzły w niej tylko promienie wschodzącego słońca, nic więcej. Dalszej podróży opowiadał dwójce swoich słuchaczy trochę o zwyczajach godowych tego gatunku stawonogów, którego to samica na ogół zjada swojego partnera po lub w trakcie kopulacji.
Następnym razem zaś w okolicy starej poręby zasłuchał się w śpiewanie piewików gałązkowców, które w swoim krótkim życiu potrafiły wygrywać najpiękniejsze koncerty. Zalotne pieśni samców zwiastowały wielki wylęg tych owadów, które nie każdego lata wykluwały się ze składanych w korze jaj. Korzystając ze swojego czarodziejskiego talentu przewidywania klęsk, wróżył pobliskim plantatorom gorsze zbiory, gdyż chmary cykad potrafiły poważnie zniszczyć młode uprawy. Przy okazji tym razem bystrym okiem wypatrzył duże lśniące, skórzaste, jajowatolancetowate z podwiniętymi brzegami liście, należące jak się zaraz okazało do korzennika lekarskiego. Ten gatunek rośliny rzadko był spotykany w tych okolicach. Pozyskał z niego kilka garści pimentu. Składnika świetnie nadającego się jako przyprawa, ale również do naparów na wzdęcia, kolki, dolegliwości reumatyczne czy nerwobóle. Korzystając z chwili zebrał również trochę pachnącej korowiny, która świetnie nadaje się na kadzidła. Znaleziskiem pochwalił się elfce, gdy tylko wyruszyli w dalszą podróż. Ona w przeciwieństwie do niego miała bardziej bystre oko i lepiej sprecyzowane cele poszukiwań ziół.
Zatrzymawszy się w zajeździe, Piołun miał okazję poznać umiejętności długouchej, która asystowała mu podczas oględzinach poparzeń jednej z pracujących tam kobiet. Rana rzeczywiście, jak wspominał właściciel lokalu, paskudnie się babrała. Trzeba ją było oczyścić z tworzących się zmian ropnych i opłukać w rumianku, którego w gospodzie mieli dostatek. Zastosowawszy sporządzoną przez Istkę maść ze skorocelu, owinęli rękę czystym opatrunkiem. Panna Hiseerosh jeszcze poinstruowała gospodarza, jak postępować z pacjentką. Nie dość, że leczy, to również zapobiega, pomyślał czarodziej opuszczając zajazd, taszcząc na wóz świeży prowiant i butelkę oliwy.
Prócz piekącego słońca, latającego w powietrzu upierdliwego robactwa i jednej rewizji przeprowadzonej przez służby specjalne, nic nie przeszkadzało im w podróży do Aldesbergu. Prawdopodobnie przekraczaliby już mury miejskie, gdyby nie wyłaniająca się na horyzoncie nienaturalnie samotna wieża, zapewne należąca do czarodzieja. Asteral pchany przez ciekawość i chęć nawiązania nowych kontaktów z sobie podobnymi, przystał na wołania Austa.
– Zajrzymy po drodze, kto w niej pomieszkuje. – zarządził rudy mężczyzna – ale nie zatrzymamy się tam zbyt długo, bo mamy ważniejsze sprawy.
Ilość słów: 0