Miejski zieleniec
Miejski zieleniec
Położona w sercu dzielnicy ambasada zieleni nieskażona kamieniem innym niż ozdobny, widywanym tu pod postacią fontann i posągów. Ustronna przystań dająca namiastkę odpoczynku od otaczającego zewsząd wielkomiejskiego gwaru. Słychać tu przede wszystkim grys pod krokami przechadzających się alejkami spacerowiczów, bzyczenie pszczół zwabionych kolorowymi klombami oraz sielskie pochrapywania pijaczków trzeźwiejących na ławkach w cieniu platanów. Jedyne tumulta, jakich można uświadczyć tu w biały dzień, to polowania okolicznych kotów zawziętych na tutejsze wiewiórki.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Cichy wraz z Froytem w bardzo szybkim tempie znaleźli się w miejskim zieleńcu. To nie był ich pierwszy raz w Nowym Mieście, z pewnością jednak obecność w tej dzielnicy wydawała im się przynajmniej egzotyczna. To, co rzucało się na pierwszy rzut oka i co z pewnością kontrastowało z tym, co znaleźli w Porcie, oraz Starym Mieście, to dużo większa higiena i dbałość o środowisko. Otaczające ich piękne i zdobione budynki były solidne i przykuwające wzrok, a biel i świeżość kamienia, z którego je wykonano dziwacznie koiła, a także zachęcała do spaceru. Nawet takich dwóch łotrów jak Roel i jego towarzysz.
Miejski zieleniec z kolei, zachwycił tego ostatniego. Słyszał o tym miejscu niejednokrotnie, mówiło się, że tutejsze mieszczaństwo ochoczo spędza tu czas w obecności natury, oraz że jest to powszechne miejsce wszelakich schadzek, gdzie nie stroniono od ukazywania uczuć.
Froyt, który do tej pory wyglądał na zachwyconego, zaklął paskudnie, a potem zagryzł ze złości wargi.
— Amatorzy! O to, czym jesteśmy — warknął półszeptem. — Tak żeśmy się przejęli całą sprawą, że zapomnieliśmy zapytać jak w ogóle ten cały dzieciak wygląda. A tylko popatrz. Wszędzie jakieś grzdyle, gołowąsy, chmyzy... Każdy z nich mógłby być tym całym Trichterem, czy jak go tam zwą. Zaczepiając kolejno każdego tylko zwrócimy na siebie niepotrzebną uwagę.
Westchnąwszy i omiótłszy park wzrokiem, Froyt widział tylko jedno rozwiązanie.
— Musimy się rozejrzeć. Jeśli uda ci się dostrzec kogoś, kto mógłby być tym, kogo szukamy to daj znać. Podejdziemy i wypytamy. Chyżo, czas to pieniądz!
Miejski zieleniec z kolei, zachwycił tego ostatniego. Słyszał o tym miejscu niejednokrotnie, mówiło się, że tutejsze mieszczaństwo ochoczo spędza tu czas w obecności natury, oraz że jest to powszechne miejsce wszelakich schadzek, gdzie nie stroniono od ukazywania uczuć.
Froyt, który do tej pory wyglądał na zachwyconego, zaklął paskudnie, a potem zagryzł ze złości wargi.
— Amatorzy! O to, czym jesteśmy — warknął półszeptem. — Tak żeśmy się przejęli całą sprawą, że zapomnieliśmy zapytać jak w ogóle ten cały dzieciak wygląda. A tylko popatrz. Wszędzie jakieś grzdyle, gołowąsy, chmyzy... Każdy z nich mógłby być tym całym Trichterem, czy jak go tam zwą. Zaczepiając kolejno każdego tylko zwrócimy na siebie niepotrzebną uwagę.
Westchnąwszy i omiótłszy park wzrokiem, Froyt widział tylko jedno rozwiązanie.
— Musimy się rozejrzeć. Jeśli uda ci się dostrzec kogoś, kto mógłby być tym, kogo szukamy to daj znać. Podejdziemy i wypytamy. Chyżo, czas to pieniądz!
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Nowe Miasto Cichy zwykle wspominał z utęsknieniem, bo chociaż nie zabawiał w nim zbyt często, to jednak okolica była na tyle czysta, a ludzie wystarczająco cywilizowani, że łatwo było o odrobinę relaksu i zapomnienie o całej reszcie wypełnionego różnorakimi degeneratami, cuchnącego Novigradu. To właśnie w Zieleńcu – swoistej ostoi przyrody – Roel z początku lubił szkicować najbardziej. Każdego dnia działo się tu coś innego, a mimo wszystko w miejscu tym rzeczywistość wydawała się bardziej spójna, poukładana, jak gdyby każda para zakochanych smarkaczy i każdy ochlapus zagrzewający ławkę byli autentycznym uzupełnieniem tej przestrzeni.
Froyt był tutaj pierwszy raz i w mig zachłysnął się scenerią. Ten stan uniesienia nie trwał niestety przesadnie długo, ponieważ przypomniał sobie o dość ważnej rzeczy, która mu umknęła. W naturalnym dla siebie stylu postanowił winą za własne niedopatrzenie obarczyć solidarnie także i swojego kompana, do czego Roel był już przyzwyczajony, zatem nie zbulwersowało go to zanadto. Nie było zresztą sensu o nic się kłócić, a wypadało raczej naprawić błąd i przejść do działania. Szczęśliwie, zmysły Cichego były ponadprzeciętnie sprawne, więc jeżeli należało zaufać intuicji i pomóc jej nieco wytężając wzrok oraz słuch, to w pobliżu zapewne nie przebywał nikt o lepszych predyspozycjach do tego zadania, jak przybysz z południa.
Na ostatnie słowa współpracownika, ciemnowłosy mężczyzna jedynie spojrzał na niego, marszcząc groźnie brwi. Nie znosił być traktowany, niczym rozleniwiony koń pociągowy (nawet, gdy faktycznie zachowywał się czasem w ten sposób). Froyt pokajał się przez chwilę, tak na wszelki wypadek, ukazując światu popisową, głupawą minę o numerze cztery, a potem obaj przeszli do pracy. Elan Trichter, młodzieniec, ubrany snadź niezgorzej, lutnia, parobek... Cichy wiedział mniej więcej, na co powinien zwracać uwagę. Zarówno oczy, jak i uszy, trzymał szeroko otwarte. Nasłuchiwał dźwięku instrumentu, taksował wizytujących zieleniec, okazjonalnie zerkał też na towarzysza. Jeśli ich cel przebywa obecnie gdzieś niedaleko, prędzej czy później go znajdą.
Froyt był tutaj pierwszy raz i w mig zachłysnął się scenerią. Ten stan uniesienia nie trwał niestety przesadnie długo, ponieważ przypomniał sobie o dość ważnej rzeczy, która mu umknęła. W naturalnym dla siebie stylu postanowił winą za własne niedopatrzenie obarczyć solidarnie także i swojego kompana, do czego Roel był już przyzwyczajony, zatem nie zbulwersowało go to zanadto. Nie było zresztą sensu o nic się kłócić, a wypadało raczej naprawić błąd i przejść do działania. Szczęśliwie, zmysły Cichego były ponadprzeciętnie sprawne, więc jeżeli należało zaufać intuicji i pomóc jej nieco wytężając wzrok oraz słuch, to w pobliżu zapewne nie przebywał nikt o lepszych predyspozycjach do tego zadania, jak przybysz z południa.
Na ostatnie słowa współpracownika, ciemnowłosy mężczyzna jedynie spojrzał na niego, marszcząc groźnie brwi. Nie znosił być traktowany, niczym rozleniwiony koń pociągowy (nawet, gdy faktycznie zachowywał się czasem w ten sposób). Froyt pokajał się przez chwilę, tak na wszelki wypadek, ukazując światu popisową, głupawą minę o numerze cztery, a potem obaj przeszli do pracy. Elan Trichter, młodzieniec, ubrany snadź niezgorzej, lutnia, parobek... Cichy wiedział mniej więcej, na co powinien zwracać uwagę. Zarówno oczy, jak i uszy, trzymał szeroko otwarte. Nasłuchiwał dźwięku instrumentu, taksował wizytujących zieleniec, okazjonalnie zerkał też na towarzysza. Jeśli ich cel przebywa obecnie gdzieś niedaleko, prędzej czy później go znajdą.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Intuicja i wytężone zmysły Cichego zdały egzamin. Starając się wyłapać charakterystyczne dźwięki lutni i upatrzyć u ich źródła człowieka, który choć w niewielkim procencie odpowiadałby bardzo ogólnej charakterystyce poszukiwanego, niezwykle szybko odnalazł Trichtera. Sam Trichter z kolei, wyglądał dalece niepodobnie do możliwego rysopisu, albowiem niezwykle trudno byłoby go sobie wyobrazić w towarzystwie jakiejkolwiek niewiasty. Był to dobrze odziany, acz cherlawy chłopak o jasnej, popielatej cerze, z którą kontrastowała obfitość wykwitów, których nie były w stanie przykryć rzadkie, zaniedbane włosy. Elan siedział na wąskiej ławce w cieniu drzew i nieco z dala od zgiełku. Długimi palcami brzdękał na strunach tworząc miłą dla ucha, melancholijną melodię.
Był sam.
Nie na długo. Bardzo niepewnie i z dużą dozą flegmatyczności, do Elana podeszła młoda dziewka o grubym, rudym warkoczu przerzuconym przez odsłonięte, obsypane piegami ramię. Nie była ubrana tak dobrze jak młodzieniec, nosiła skromną, wiosenną sukienkę, ale wydawała się być jego rówieśniczką. Urodą zaś, nieznajoma znacznie przewyższała Trichtera, nawet jeśli nie było to wyczynem. Twarz, tak jak ramię, upstrzone było piegami, spośród których wyglądała para niewinnych, zielonych oczu. Nie opuściła jej jeszcze młodzieńcza niewinność, a ona sama stała u początku pełnej, kobiecej transformacji.
Roel poczuł, że jego serce zabiło nieco szybciej. Kiedy się trochę zbliżył, zaczęły do niego dochodzić odgłosy rozmowy. W tej samej chwili do kaleki doszło, że jest sam, albowiem Froyt musiał udać się w przeciwną stronę i przepadł w gąszczu ludzi.
— ... elfia. Moja mama mi ją kiedyś grała, bardzo dobrze mi się kojarzy. Pan ojciec mi zabrania grania jej w domu.
— Oh, to niesprawiedliwe. Jest piękna. Kto by przypuszczał, że człowiek może tak dobrze oddać elfi ton tej pieśni.
Trichter zaczerwienił się nieznacznie.
— Elfy nie są takie złe.
— Nie są! Głupi każdy kto uważa inaczej — dziewka usiadła na ławce, a w jej szmaragdowych oczach zapłonął żywy ogień. — Ich kultura, dziedzictwo... Ah, wszystko to pójdzie w zapomnienie! Tyle piękna, tyle sztuki, którą pojęliby tylko najwrażliwsi. Tu w Novigradzie... Raz widziałam. Widziałam jak wieszali elfa. Łajda...
Elan chwycił ją za ramię.
— Ćśś...! Nie tak głośno. Niebezpiecznie... Niebezpiecznie jest się tak uzewnętrzniać.
— Elanie Trichterze — odpowiedziała dziewczyna, spokojnie ważąc słowa. — Chyba nie jesteś tchórzem? Nie potrafiłabym się spoufalać z kimś podobnym.
— Ja? Tchórzem? Nigdy... Przenigdy. Ah, Marietto, spełnię me obietnice. Choćbym miał umrzeć. Już niedługo zabiorę cię do twojego domu. Wszystko idzie zgodnie z planem. Potrzebuję jednak trochę więcej czasu.
— Tęsknie za Nazairem — Marietta rozmarzyła się.
Był sam.
Nie na długo. Bardzo niepewnie i z dużą dozą flegmatyczności, do Elana podeszła młoda dziewka o grubym, rudym warkoczu przerzuconym przez odsłonięte, obsypane piegami ramię. Nie była ubrana tak dobrze jak młodzieniec, nosiła skromną, wiosenną sukienkę, ale wydawała się być jego rówieśniczką. Urodą zaś, nieznajoma znacznie przewyższała Trichtera, nawet jeśli nie było to wyczynem. Twarz, tak jak ramię, upstrzone było piegami, spośród których wyglądała para niewinnych, zielonych oczu. Nie opuściła jej jeszcze młodzieńcza niewinność, a ona sama stała u początku pełnej, kobiecej transformacji.
Roel poczuł, że jego serce zabiło nieco szybciej. Kiedy się trochę zbliżył, zaczęły do niego dochodzić odgłosy rozmowy. W tej samej chwili do kaleki doszło, że jest sam, albowiem Froyt musiał udać się w przeciwną stronę i przepadł w gąszczu ludzi.
— ... elfia. Moja mama mi ją kiedyś grała, bardzo dobrze mi się kojarzy. Pan ojciec mi zabrania grania jej w domu.
— Oh, to niesprawiedliwe. Jest piękna. Kto by przypuszczał, że człowiek może tak dobrze oddać elfi ton tej pieśni.
Trichter zaczerwienił się nieznacznie.
— Elfy nie są takie złe.
— Nie są! Głupi każdy kto uważa inaczej — dziewka usiadła na ławce, a w jej szmaragdowych oczach zapłonął żywy ogień. — Ich kultura, dziedzictwo... Ah, wszystko to pójdzie w zapomnienie! Tyle piękna, tyle sztuki, którą pojęliby tylko najwrażliwsi. Tu w Novigradzie... Raz widziałam. Widziałam jak wieszali elfa. Łajda...
Elan chwycił ją za ramię.
— Ćśś...! Nie tak głośno. Niebezpiecznie... Niebezpiecznie jest się tak uzewnętrzniać.
— Elanie Trichterze — odpowiedziała dziewczyna, spokojnie ważąc słowa. — Chyba nie jesteś tchórzem? Nie potrafiłabym się spoufalać z kimś podobnym.
— Ja? Tchórzem? Nigdy... Przenigdy. Ah, Marietto, spełnię me obietnice. Choćbym miał umrzeć. Już niedługo zabiorę cię do twojego domu. Wszystko idzie zgodnie z planem. Potrzebuję jednak trochę więcej czasu.
— Tęsknie za Nazairem — Marietta rozmarzyła się.
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Odnalazłszy synalka lokalnego notabla, Roel zatrzymał się i podrapał po głowie. Zmysły podpowiadały mu, że oto siedzi przed nim Elan Trichter, jednak sam chłopak prezentował się zaskakująco biednie. Potrafił się ubrać, o co zapewne zadbał jego ojciec, ale poza tym wyglądał wyjątkowo mizernie, jak gdyby okres dojrzewania był dla niego wyjątkowo niełaskawy. Cichy postanowił skonsultować znalezisko z towarzyszem, ale Froyt zdecydował się w najgorszym momencie wyparować. Ani chybi uznał, że oddzielnie prędzej uda im się zlokalizować ich cel, acz zapomniał również, że żaden z nich nie jest telepatą i nie będą w stanie się skontaktować, jeżeli któryś z nich opuści zasięg wzroku drugiego.
Ciemnowłosy był w kropce. Pewna przypadłość nie pozwalała mu po prostu skonfrontować się z Elanem tu i teraz. W sytuacjach, które wymagały bezwzględnego wykorzystania aparatu mowy, czuł się totalnie bezużyteczny. Nim zdążył pomyśleć nad rozwiązaniem najnowszego impasu, na scenę wkroczył marchewkowy warkocz i jego piegowata właścicielka. Roel zbliżył się do młodzieży, wyciągnął szkicownik i na tyle dyskretnie, na ile potrafił, zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie. Wymiana zdań uświadomiła Nazairczykowi parę rzeczy. Szybko połączył fakty oraz przyswoił powód, dla którego Kuternoga nie otrzymał zapłaty za lutnię. Zapisał wnioski w kajecie, by móc bez zbędnej zwłoki zreferować je Froytowi, a w międzyczasie dalej wytężał słuch. Jeśli jego kompan wkrótce się nie pojawi, będzie musiał poradzić sobie ze wszystkim sam.
Ciemnowłosy był w kropce. Pewna przypadłość nie pozwalała mu po prostu skonfrontować się z Elanem tu i teraz. W sytuacjach, które wymagały bezwzględnego wykorzystania aparatu mowy, czuł się totalnie bezużyteczny. Nim zdążył pomyśleć nad rozwiązaniem najnowszego impasu, na scenę wkroczył marchewkowy warkocz i jego piegowata właścicielka. Roel zbliżył się do młodzieży, wyciągnął szkicownik i na tyle dyskretnie, na ile potrafił, zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie. Wymiana zdań uświadomiła Nazairczykowi parę rzeczy. Szybko połączył fakty oraz przyswoił powód, dla którego Kuternoga nie otrzymał zapłaty za lutnię. Zapisał wnioski w kajecie, by móc bez zbędnej zwłoki zreferować je Froytowi, a w międzyczasie dalej wytężał słuch. Jeśli jego kompan wkrótce się nie pojawi, będzie musiał poradzić sobie ze wszystkim sam.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Trichter pokręcił głową i wykonał niezręczną próbę objęcia dziewczyny ramieniem. Marietta wstała w tej samej chwili z ławki i wskazała na małe stworzenie nad ich głowami, które żywo poruszało kolorową główką.
— Szczygieł! Jaki piękny! — zawołała ku zgubie Elana, który teraz rozparł się na ławce rozpoczynając ponownie mozolny proces odbudowania pewności siebie.
— Faktycznie, niebrzydki — stwierdził oschle.
— Wierzę, że sobie poradzisz Elanie. Jesteś dzielnym mężem i z radością się z tobą pobiorę, ale to musi się odbyć w Nazairze. Tu jest niebezpiecznie, Novigrad nie jest już takim miejscem jak dawniej.
— Cóż, istotnie, to miasto pamięta lepsze czasy, ale nie zgodzę się, że jest tu tak źle. Żyję tu od urodzenia. Wiele osób pocięło by się, aby móc tu zamieszkać. Jeśli jednak uważasz, że Nazair będzie odpowiedniejszy, zgadzam się, albowiem zrobię dla ciebie wszystko Marietto!
Marietta uśmiechnęła się na te słowa i ponownie spoczęła obok młodzieńca.
— To kiedy wyjeżdża twój pan ojciec? Naprawdę zostawi willę pustą?
— Niezupełnie pustą... Będzie trochę służby i może z dwóch ludzi zostawionych jako straszaki, ale poza tym nie powinno być żadnego problemu z wyniesieniem szkatułki. Pan ojciec nie ma nawet pojęcia, że wiem o jej istnieniu.
— Szczygieł! Jaki piękny! — zawołała ku zgubie Elana, który teraz rozparł się na ławce rozpoczynając ponownie mozolny proces odbudowania pewności siebie.
— Faktycznie, niebrzydki — stwierdził oschle.
— Wierzę, że sobie poradzisz Elanie. Jesteś dzielnym mężem i z radością się z tobą pobiorę, ale to musi się odbyć w Nazairze. Tu jest niebezpiecznie, Novigrad nie jest już takim miejscem jak dawniej.
— Cóż, istotnie, to miasto pamięta lepsze czasy, ale nie zgodzę się, że jest tu tak źle. Żyję tu od urodzenia. Wiele osób pocięło by się, aby móc tu zamieszkać. Jeśli jednak uważasz, że Nazair będzie odpowiedniejszy, zgadzam się, albowiem zrobię dla ciebie wszystko Marietto!
Marietta uśmiechnęła się na te słowa i ponownie spoczęła obok młodzieńca.
— To kiedy wyjeżdża twój pan ojciec? Naprawdę zostawi willę pustą?
— Niezupełnie pustą... Będzie trochę służby i może z dwóch ludzi zostawionych jako straszaki, ale poza tym nie powinno być żadnego problemu z wyniesieniem szkatułki. Pan ojciec nie ma nawet pojęcia, że wiem o jej istnieniu.
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Awanse młodego Elana bawiły Roela prawie tak strasznie, jak ich rezultat. Szczenięce miłostki miał już dawno za sobą, lecz widok tej dwójki przypomniał mu o czasach niekoniecznie prostszych, ale na pewno bardziej beztroskich. Cała ta sytuacja obudziła w nim wspomnienia z okresu, kiedy razem z Froytem tułali się po całym Nazairze. Cichy wracał myślami do tych lat z wyraźnym utęsknieniem, teraz jednakowoż musiał skupić się na, jak się okazało, planowanym mariażu Trichtera z jego obiektem czci.
Kwestię stopy życiowej w Novigradzie można rozważać na kilka sposobów, ale ostatnią osobą, która powinna się o tym wypowiadać, był Elan. Może rzeczywiście żył tu od urodzenia, nie mniej przyszedł na świat w stosunkowo dobrze usytuowanej familii, a i pewnie niewiele czasu spędził w miejskim rynsztoku lub innych podobnych strefach biedy oraz społecznej patologii. Jeżeli wieziesz ze sobą wór pełen złota, to Novigrad generalnie chętnie cię przygarnie. Z drugiej strony są ludzie, których jedynym dobytkiem pozostają obszarpane, śmierdzące łachy i stado kóz z nosa. Takich osobników Wolne Miasto prędko przeżuwa i ostatecznie wypluwa, a w najgorszym scenariuszu pożera w całości. Opinię młodzieniaszka w powyższej materii traktować należy ze względną pobłażliwością, bowiem albo nie jest jeszcze na tyle dojrzały, by zrozumieć pewne rzeczy, albo po prostu lubi upraszczać otaczającą go rzeczywistość.
Wkrótce Roelowi przyszło usłyszeć coś, co w przyszłości – tej dalszej, a może nawet tej bliższej – chętnie wykorzysta. Elan wygadał się o kasetce ojca, w domniemaniu skrywającej jakieś nieokreślone precjoza. Informacja ta była nieoceniona w nieubłaganie nadchodzących negocjacjach, do których Cichy powoli się przygotowywał. Wszystko wskazywało na to, że konsekutywną operację przeprowadzi samodzielnie, bo Froyt na dobre przepadł w akcji. Nazairczyk obmyślił więc plan, zanotował kilka wyrazów po dwóch stronach kajetu, a potem zaczekał jeszcze chwilę, w razie gdyby jego ofiara postanowiła podzielić się ze światem kolejną porcją rewelacji.
Wyłaniając się z cienia, dziarskim krokiem pokonał odległość dzielącą go od Marietty i jej absztyfikanta. Wyglądał przy tym na bardzo zdeterminowanego, obdarzając swój cel spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Szedł na tyle wolno, by oboje mogli zwrócić na niego uwagę i zareagować, ale na tyle szybko, aby w razie powzięcia przez Trichtera decyzji o uciecze, w kilku susach dopaść go i przygwoździć do ziemi.
Kwestię stopy życiowej w Novigradzie można rozważać na kilka sposobów, ale ostatnią osobą, która powinna się o tym wypowiadać, był Elan. Może rzeczywiście żył tu od urodzenia, nie mniej przyszedł na świat w stosunkowo dobrze usytuowanej familii, a i pewnie niewiele czasu spędził w miejskim rynsztoku lub innych podobnych strefach biedy oraz społecznej patologii. Jeżeli wieziesz ze sobą wór pełen złota, to Novigrad generalnie chętnie cię przygarnie. Z drugiej strony są ludzie, których jedynym dobytkiem pozostają obszarpane, śmierdzące łachy i stado kóz z nosa. Takich osobników Wolne Miasto prędko przeżuwa i ostatecznie wypluwa, a w najgorszym scenariuszu pożera w całości. Opinię młodzieniaszka w powyższej materii traktować należy ze względną pobłażliwością, bowiem albo nie jest jeszcze na tyle dojrzały, by zrozumieć pewne rzeczy, albo po prostu lubi upraszczać otaczającą go rzeczywistość.
Wkrótce Roelowi przyszło usłyszeć coś, co w przyszłości – tej dalszej, a może nawet tej bliższej – chętnie wykorzysta. Elan wygadał się o kasetce ojca, w domniemaniu skrywającej jakieś nieokreślone precjoza. Informacja ta była nieoceniona w nieubłaganie nadchodzących negocjacjach, do których Cichy powoli się przygotowywał. Wszystko wskazywało na to, że konsekutywną operację przeprowadzi samodzielnie, bo Froyt na dobre przepadł w akcji. Nazairczyk obmyślił więc plan, zanotował kilka wyrazów po dwóch stronach kajetu, a potem zaczekał jeszcze chwilę, w razie gdyby jego ofiara postanowiła podzielić się ze światem kolejną porcją rewelacji.
Wyłaniając się z cienia, dziarskim krokiem pokonał odległość dzielącą go od Marietty i jej absztyfikanta. Wyglądał przy tym na bardzo zdeterminowanego, obdarzając swój cel spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Szedł na tyle wolno, by oboje mogli zwrócić na niego uwagę i zareagować, ale na tyle szybko, aby w razie powzięcia przez Trichtera decyzji o uciecze, w kilku susach dopaść go i przygwoździć do ziemi.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Marietta wyraźnie spochmurniała.
— Nie ukrywam, że trochę obawiam się gniewu twojego ojca. Z pewnością nie jest człowiekiem małego ducha i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby rzuciłby się w pościg za tobą... nami, albo chociaż wysłał kilku ludzi. Oh, co jeśli nas dopadną?
— Wtedy — Trichter wyprostował się — stawimy im czoła. Nie boję się niczego. Już nie. Kiedy opuścimy Novigrad, będę pierwszy który cię obroni. Poza tym, cóż, nie będziemy sami.
— Nie? — niewiasta wzniosła brwi w szczerym zdziwieniu. — Jak to?
— Blizna pójdzie z nami. Drab to i rezun, ale jak dostanie swoją działkę to można na niego liczyć. Umie wojować mieczem jak mało kto, a z nim przy boku nie zaczepi nas pierwszy lepszy zbój, bo zrazu da się poznać kim Blizna jest i do czego zdolen.
Marietta milczała przez chwilę, a jej delikatne brwi zbiegły się w grymasie zamyślenia.
— Jeśli to konieczne — powiedziała nareszcie — niechaj tak będzie. Nasze bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu, nawet jeśli to oznacza, że nie będziemy sami.
Wtem, ku im oczom ukazał się młodzieniec o długich włosach i rumianym licu. Trichter drgnął gwałtownie, jak gdyby właśnie usłyszał wybuch, a Marietta, wiedziona jego reakcją również delikatnie podskoczyła, nie wiedząc do końca co się dzieje. Młody fortunat zlustrował nieznajomego, a wraz z nim zrobiło to dziewczę. I to właśnie rezolutna Marietta przemówiła jako pierwsza:
— Na Melitele, elf! Elf jak malowany.
— Jego uszy — zaczął Trichter, ale zrezygnował w swym zamiarze objaśnienia nieludzkiej fizjonomii i w zamian lekko skinął głową. — Wybaczcie nasze maniery, nieznajomy. Czemuś nas nawiedził? Potrzebujesz pomocy? Jak widzisz, jesteśmy nieco zajęci.
— Nie ukrywam, że trochę obawiam się gniewu twojego ojca. Z pewnością nie jest człowiekiem małego ducha i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby rzuciłby się w pościg za tobą... nami, albo chociaż wysłał kilku ludzi. Oh, co jeśli nas dopadną?
— Wtedy — Trichter wyprostował się — stawimy im czoła. Nie boję się niczego. Już nie. Kiedy opuścimy Novigrad, będę pierwszy który cię obroni. Poza tym, cóż, nie będziemy sami.
— Nie? — niewiasta wzniosła brwi w szczerym zdziwieniu. — Jak to?
— Blizna pójdzie z nami. Drab to i rezun, ale jak dostanie swoją działkę to można na niego liczyć. Umie wojować mieczem jak mało kto, a z nim przy boku nie zaczepi nas pierwszy lepszy zbój, bo zrazu da się poznać kim Blizna jest i do czego zdolen.
Marietta milczała przez chwilę, a jej delikatne brwi zbiegły się w grymasie zamyślenia.
— Jeśli to konieczne — powiedziała nareszcie — niechaj tak będzie. Nasze bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu, nawet jeśli to oznacza, że nie będziemy sami.
Wtem, ku im oczom ukazał się młodzieniec o długich włosach i rumianym licu. Trichter drgnął gwałtownie, jak gdyby właśnie usłyszał wybuch, a Marietta, wiedziona jego reakcją również delikatnie podskoczyła, nie wiedząc do końca co się dzieje. Młody fortunat zlustrował nieznajomego, a wraz z nim zrobiło to dziewczę. I to właśnie rezolutna Marietta przemówiła jako pierwsza:
— Na Melitele, elf! Elf jak malowany.
— Jego uszy — zaczął Trichter, ale zrezygnował w swym zamiarze objaśnienia nieludzkiej fizjonomii i w zamian lekko skinął głową. — Wybaczcie nasze maniery, nieznajomy. Czemuś nas nawiedził? Potrzebujesz pomocy? Jak widzisz, jesteśmy nieco zajęci.
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Widząc, że jego cel nie salwuje się ucieczką, Roel zwolnił nieco, dając sobie moment na przeanalizowanie podejścia. Dochodząc do wniosku, że Trichter zwyczajnie się go nie spodziewał (bo i czemu miałby oczekiwać akurat Cichego?), przystanął tuż przed parą. Reakcję Marietty skomentował mimowolnym, lekko zauważalnym uśmiechem. Jak gdyby wtórując Elanowi, palcem wskazującym dotknął prawego ucha i pokręcił głową, a zaraz potem grymas zdeterminowania na jego twarzy został zastąpiony neutralnym wyrazem.
Chwila ta zwiastowała rozpoczęcie najtrudniejszego etapu negocjacji, a mianowicie rozmowy. Z oczywistych względów Roel nie był w stanie przeprowadzić jej w normalny sposób, ale nie stawił się przed Trichterem nieprzygotowany. W odpowiedzi na pytanie tego ostatniego, Nazairczyk pokiwał głową. Postąpił także krok do tyłu, by młodzi mogli dokładniej objąć wzrokiem jego osobę i nie przestraszyli się żadnego nagłego gestu. Wtedy też rozpoczął swój pantomimiczny występ. Najpierw pokazał na swoje usta i zaprzeczającym gestem uświadomił swoim interlokutorom, że nie może mowić. Następnie zapewnił ich o sprawności zmysłu słuchu. Na koniec zaś wskazał lutnię, otworzył szkicownik, przewertował go pośpiesznie, zbliżył się do Elana i pozwolił mu zajrzeć na stronę, na której zapisał imię i przydomek właściciela Krwawego Rogera.
Akt pierwszy tego tragicznego mimodramu Roel zakończył ściągnięciem brwi i baczną obserwacją reakcji młodzieńca. Nie wiedział, czy pod zaprezentowanym wcześniej opanowaniem skrywa lęk, czy też może w wątle zbudowanym ciele ukrywa ponadprzeciętne pokłady uwagi, jednak przygotowywał się na każdą ewentualność. Liczył rzecz jasna na to, że zrozumiawszy powagę sytuacji, Elan odprawi swoją ukochaną, lecz z drugiej strony zaprojektował na przyszłość kilka możliwych scenariuszy, w tym także jeden skrypt zawierający kontynuację niemych pertraktacji w towarzystwie niewiasty.
Chwila ta zwiastowała rozpoczęcie najtrudniejszego etapu negocjacji, a mianowicie rozmowy. Z oczywistych względów Roel nie był w stanie przeprowadzić jej w normalny sposób, ale nie stawił się przed Trichterem nieprzygotowany. W odpowiedzi na pytanie tego ostatniego, Nazairczyk pokiwał głową. Postąpił także krok do tyłu, by młodzi mogli dokładniej objąć wzrokiem jego osobę i nie przestraszyli się żadnego nagłego gestu. Wtedy też rozpoczął swój pantomimiczny występ. Najpierw pokazał na swoje usta i zaprzeczającym gestem uświadomił swoim interlokutorom, że nie może mowić. Następnie zapewnił ich o sprawności zmysłu słuchu. Na koniec zaś wskazał lutnię, otworzył szkicownik, przewertował go pośpiesznie, zbliżył się do Elana i pozwolił mu zajrzeć na stronę, na której zapisał imię i przydomek właściciela Krwawego Rogera.
Akt pierwszy tego tragicznego mimodramu Roel zakończył ściągnięciem brwi i baczną obserwacją reakcji młodzieńca. Nie wiedział, czy pod zaprezentowanym wcześniej opanowaniem skrywa lęk, czy też może w wątle zbudowanym ciele ukrywa ponadprzeciętne pokłady uwagi, jednak przygotowywał się na każdą ewentualność. Liczył rzecz jasna na to, że zrozumiawszy powagę sytuacji, Elan odprawi swoją ukochaną, lecz z drugiej strony zaprojektował na przyszłość kilka możliwych scenariuszy, w tym także jeden skrypt zawierający kontynuację niemych pertraktacji w towarzystwie niewiasty.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
— Już wiem! — krzyknęła Marietta. — To akrobata! W dniu wczorajszym była tu cała trupa. Żonglowali jajkami i pluli ogniem, widziałam.
Trichter był dużo bardziej sceptyczny. W milczeniu obserwował domniemanego cyrkowca, nerwowym mruganiem uzewnętrzniając rosnący w nim niepokój. Od czasu do czasu rozejrzał się szybko na boki, ale nie przerywał pokazu.
Marietta w tym czasie zanurzyła dłoń w swojej małej, aksamitnej sakiewce.
— Groszem albo połówką halerza, powiadała moja babusia, poczęstuj grajka, tancerza, czy choćby malarza. Tak, tak. Mam miedziaka, będzie w sam rycht… Odgadłeś zagadkę? Co tam namalował?
Trichter zmełł kartkę uderzenie serca po tym, jak tylko rzucił na nią okiem, jeszcze bardziej blady niż uprzednio. Dziewka wzdrygnęła się, spojrzała to na swojego kompana, to na znowu na nieznajomego.
— O co tu chodzi? — zapytała, ściskając miedziaka w dłoni. — Cóż tam nabazgrał? Uczynił ci jakiś afront?
— Nie — odpowiedział natychmiast, przecierając czoło rękawem. — To żaden akrobata, moja droga. Stary przyjaciel. Tak, właśnie tym jest… on. Moim starym przyjacielem.
— Starym przyjacielem? Ależ ty go nawet nie poznałeś! Trich, wytłumacz mi się z tego wszystkiego, ale to w tym momencie. Grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? Mam wołać straż? Trich, czemu jesteś taki blady?
— Nie! Żadnej straży. Nic mi nie grozi. Muszę porozmawiać z… Pavelem. Nie przedstawiłem ci go? To chyba od tego słońca, nie zwykłem być tak długo na powietrzu.
Marietta wydawała się być całkowicie nieprzekonana.
— Mam sobie pójść?
— Nie. Tak. Tak… Pójdź, zobaczymy się później. Wyślę ci liścik i wszystko opowiem.
Marietta wstała zabierając wszystkie swoje rzeczy z ławki.
— Będę czekała na ten liścik — powiedziała tylko i odeszła, zerkając jeszcze po drodze na Roela.
— Zadowolony? — zapytał chłopak, wciąż nerwowy niczym żak przed dziekanem. — Instrumentu nie oddam… Nie jestem złodziejem, po prostu zdobycie kapitału, który by pokrył wszelkie koszta nieco się opóźniło. Będę miał złoto. Jutro albo pojutrze. Na pewno niebawem. Przekaż moje najszczersze przeprosiny panu Rogerowi, nie chciałem mu zalegać, przysięgam…
Trichter był dużo bardziej sceptyczny. W milczeniu obserwował domniemanego cyrkowca, nerwowym mruganiem uzewnętrzniając rosnący w nim niepokój. Od czasu do czasu rozejrzał się szybko na boki, ale nie przerywał pokazu.
Marietta w tym czasie zanurzyła dłoń w swojej małej, aksamitnej sakiewce.
— Groszem albo połówką halerza, powiadała moja babusia, poczęstuj grajka, tancerza, czy choćby malarza. Tak, tak. Mam miedziaka, będzie w sam rycht… Odgadłeś zagadkę? Co tam namalował?
Trichter zmełł kartkę uderzenie serca po tym, jak tylko rzucił na nią okiem, jeszcze bardziej blady niż uprzednio. Dziewka wzdrygnęła się, spojrzała to na swojego kompana, to na znowu na nieznajomego.
— O co tu chodzi? — zapytała, ściskając miedziaka w dłoni. — Cóż tam nabazgrał? Uczynił ci jakiś afront?
— Nie — odpowiedział natychmiast, przecierając czoło rękawem. — To żaden akrobata, moja droga. Stary przyjaciel. Tak, właśnie tym jest… on. Moim starym przyjacielem.
— Starym przyjacielem? Ależ ty go nawet nie poznałeś! Trich, wytłumacz mi się z tego wszystkiego, ale to w tym momencie. Grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? Mam wołać straż? Trich, czemu jesteś taki blady?
— Nie! Żadnej straży. Nic mi nie grozi. Muszę porozmawiać z… Pavelem. Nie przedstawiłem ci go? To chyba od tego słońca, nie zwykłem być tak długo na powietrzu.
Marietta wydawała się być całkowicie nieprzekonana.
— Mam sobie pójść?
— Nie. Tak. Tak… Pójdź, zobaczymy się później. Wyślę ci liścik i wszystko opowiem.
Marietta wstała zabierając wszystkie swoje rzeczy z ławki.
— Będę czekała na ten liścik — powiedziała tylko i odeszła, zerkając jeszcze po drodze na Roela.
— Zadowolony? — zapytał chłopak, wciąż nerwowy niczym żak przed dziekanem. — Instrumentu nie oddam… Nie jestem złodziejem, po prostu zdobycie kapitału, który by pokrył wszelkie koszta nieco się opóźniło. Będę miał złoto. Jutro albo pojutrze. Na pewno niebawem. Przekaż moje najszczersze przeprosiny panu Rogerowi, nie chciałem mu zalegać, przysięgam…
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Mimo posiadania wielu mniej lub bardziej pielęgnowanych talentów, predyspozycji do sztuki negocjacji Roel nie posiadał nigdy, nawet za czasów, gdy jeszcze potrafił się odzywać. Elokwencja i oratorstwo od zawsze były domeną Froyta, towarzysza Cichego, którego nieobecność w tej chwili zaczynała mu co raz bardziej doskwierać. Kaznodziejskie braki Nazairczyk nadrabiał spostrzegawczością, a jako że nie był ociężały na umyśle i sprawnie radził sobie z łączeniem wątków oraz wyciąganiem poprawnych wniosków z większości sytuacji, to właśnie w tych uzdolnieniach postanowił szukać oparcia podczas nieuchronnie zbliżających się negocjacji.
Marietta tymczasem starała się wspinać na wywiadowcze wyżyny, usilnie próbując odgadnąć tożsamość intruza, jednak to nie jej Roel poświęcał najwięcej uwagi. Owszem, spoglądał na nią od czasu do czasu i sygnalizował, że dociera do niego to co mówi, aczkolwiek nie pozwalał, by przeszkadzało mu to w lustrowaniu Elana. W pewnym sensie był odrobinę zawiedziony, bo młodzieńca czytało się, jak otwartą książkę. Kropla potu spływająca po skroni, nienaturalna bladość twarzy, czy wreszcie ogólna nerwowość zdradzały Roelowi, jak bardzo Trichter nie spodziewał się jego wizyty. W przeciwieństwie do Cichego, był zupełnie nieprzygotowany na konfrontację. Kwestia obiektu westchnień dodatkowo utrudniała sprawę, bo przecież nie może wyjawić jej prawdy, a z drugiej strony zapewne nie chce narażać jej na konsekwencje swoich nieprzemyślanych decyzji. Odprawienie obiektu westchnień wydawało się ciemnowłosemu wyłącznie kwestią czasu. W odpowiedzi na krótkie pytanie chłopaka, Cichy przelotnie uśmiechnął się, ostentacyjnie odprowadzając Mariettę wzrokiem. Pragnął zasygnalizować mu tym, że jeżeli nie uda im się dojść do konsensusu, istnieje wiele różnych wyjść z powstałego impasu. Rzecz jasna nie zamierzał krzywdzić nieznajomego dziewczęcia, wystarczała mu świadomość Elana, że byłby do tego zdolny.
Skrzyżowawszy ręce na piersi, Roel wysłuchał wyjaśnień syna lokalnego wielmoża. Nie zdradzał przez dłużą chwilę, czy motywy i argumenty gołowąsa rzeczywiście go przekonują, ani czy w ogóle obchodzą. Ukradkiem wślepiał się w otoczenie, liczył potencjalnych świadków, ewentualne drogi ucieczki. Chciał być przygotowany, nawet na mało prawdopodobny powrót Marietty z oddziałem straży. Nie zwlekając dłużej, zdecydował się wreszcie wystosować odezwę na dyplomatyczny popis Trichtera. Zrobił to w postaci teatralnego westchnięcia i uśmiechu zdradzającego bezradność. Pokręcił też przecząco głową, demonstracyjnie zbywając zapewnienia współrozmówcy o jego intencjach i obietnicach zapłaty. Postępując krok do przodu, musnął prawą dłonią głowicę sztyletu, zwiastując zamiar podjęcia przykrej w skutkach inicjatywy. Zanim jednak spietrany chłopak mógłby wydusić z siebie wołanie o pomoc, Cichy westchnął po raz kolejny, rozluźnił postawę i rozpogodził się. Wskazał na miejsce obok Elana, a potem przysiadł obok niego, opierając ramiona o drewniane oparcie ławki. Liczył na współpracę młodzieńca, acz gdyby tylko zauważył u niego zachowania wskazujące na rychłą ucieczkę lub inne nierozważne posunięcie, bezceremonialnie przystąpiłby do błyskawicznej pacyfikacji.
Bez zbędnej mitręgi, Roel sięgnął po swój szkicownik i napisał w nim coś, czym zamierzał przekonać Trichtera do kooperacji. Informacja o tym, że Bogut przykazał połamać wszystkie kości szczeniakowi bez względu na odzyskanie lutni, powinna przemówić mu do rozsądku. W razie pozostawania nieugiętym, pośpiesznie narysowana kasetka z pewnością rozwieje wszelkie złudzenia – Cichy wiedział o ojcowskiej szkatule oraz planach młodzika.
Jednakowoż, nie chcąc przypierać go tak całkowicie do muru, zaoferował pewien kompromis. W prostych gestach (a w razie potrzeby posiłkując się pismem) oświadczył, iż oszczędzi mu zmartwień i męki w związku z wizytą u cyrulika po tym, jak powybija mu większość zębów, jeśli odda mu lutnię. Tu i teraz, bez zbędnych dyskusji. Nie miał z nim wszak personalnego zatargu, a przez pobicie Elana w najlepszym przypadku narobi sobie kłopotów u starego Trichtera. Złożywszy swoją propozycję, Roel nie odrywał wzroku od lica młokosa. Nie starał się wywierać na nim presji, zwyczajnie wolał być w pełnej dyspozycji na wypadek potencjalnego, lekkomyślnego sprzeciwu.
Marietta tymczasem starała się wspinać na wywiadowcze wyżyny, usilnie próbując odgadnąć tożsamość intruza, jednak to nie jej Roel poświęcał najwięcej uwagi. Owszem, spoglądał na nią od czasu do czasu i sygnalizował, że dociera do niego to co mówi, aczkolwiek nie pozwalał, by przeszkadzało mu to w lustrowaniu Elana. W pewnym sensie był odrobinę zawiedziony, bo młodzieńca czytało się, jak otwartą książkę. Kropla potu spływająca po skroni, nienaturalna bladość twarzy, czy wreszcie ogólna nerwowość zdradzały Roelowi, jak bardzo Trichter nie spodziewał się jego wizyty. W przeciwieństwie do Cichego, był zupełnie nieprzygotowany na konfrontację. Kwestia obiektu westchnień dodatkowo utrudniała sprawę, bo przecież nie może wyjawić jej prawdy, a z drugiej strony zapewne nie chce narażać jej na konsekwencje swoich nieprzemyślanych decyzji. Odprawienie obiektu westchnień wydawało się ciemnowłosemu wyłącznie kwestią czasu. W odpowiedzi na krótkie pytanie chłopaka, Cichy przelotnie uśmiechnął się, ostentacyjnie odprowadzając Mariettę wzrokiem. Pragnął zasygnalizować mu tym, że jeżeli nie uda im się dojść do konsensusu, istnieje wiele różnych wyjść z powstałego impasu. Rzecz jasna nie zamierzał krzywdzić nieznajomego dziewczęcia, wystarczała mu świadomość Elana, że byłby do tego zdolny.
Skrzyżowawszy ręce na piersi, Roel wysłuchał wyjaśnień syna lokalnego wielmoża. Nie zdradzał przez dłużą chwilę, czy motywy i argumenty gołowąsa rzeczywiście go przekonują, ani czy w ogóle obchodzą. Ukradkiem wślepiał się w otoczenie, liczył potencjalnych świadków, ewentualne drogi ucieczki. Chciał być przygotowany, nawet na mało prawdopodobny powrót Marietty z oddziałem straży. Nie zwlekając dłużej, zdecydował się wreszcie wystosować odezwę na dyplomatyczny popis Trichtera. Zrobił to w postaci teatralnego westchnięcia i uśmiechu zdradzającego bezradność. Pokręcił też przecząco głową, demonstracyjnie zbywając zapewnienia współrozmówcy o jego intencjach i obietnicach zapłaty. Postępując krok do przodu, musnął prawą dłonią głowicę sztyletu, zwiastując zamiar podjęcia przykrej w skutkach inicjatywy. Zanim jednak spietrany chłopak mógłby wydusić z siebie wołanie o pomoc, Cichy westchnął po raz kolejny, rozluźnił postawę i rozpogodził się. Wskazał na miejsce obok Elana, a potem przysiadł obok niego, opierając ramiona o drewniane oparcie ławki. Liczył na współpracę młodzieńca, acz gdyby tylko zauważył u niego zachowania wskazujące na rychłą ucieczkę lub inne nierozważne posunięcie, bezceremonialnie przystąpiłby do błyskawicznej pacyfikacji.
Bez zbędnej mitręgi, Roel sięgnął po swój szkicownik i napisał w nim coś, czym zamierzał przekonać Trichtera do kooperacji. Informacja o tym, że Bogut przykazał połamać wszystkie kości szczeniakowi bez względu na odzyskanie lutni, powinna przemówić mu do rozsądku. W razie pozostawania nieugiętym, pośpiesznie narysowana kasetka z pewnością rozwieje wszelkie złudzenia – Cichy wiedział o ojcowskiej szkatule oraz planach młodzika.
Jednakowoż, nie chcąc przypierać go tak całkowicie do muru, zaoferował pewien kompromis. W prostych gestach (a w razie potrzeby posiłkując się pismem) oświadczył, iż oszczędzi mu zmartwień i męki w związku z wizytą u cyrulika po tym, jak powybija mu większość zębów, jeśli odda mu lutnię. Tu i teraz, bez zbędnych dyskusji. Nie miał z nim wszak personalnego zatargu, a przez pobicie Elana w najlepszym przypadku narobi sobie kłopotów u starego Trichtera. Złożywszy swoją propozycję, Roel nie odrywał wzroku od lica młokosa. Nie starał się wywierać na nim presji, zwyczajnie wolał być w pełnej dyspozycji na wypadek potencjalnego, lekkomyślnego sprzeciwu.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Już po pierwszej próbie zastraszenia polegającej na spoczęciu dłoni Cichego na głowicy sztyletu. Trichter przełknął ślinę o kilka decybeli za głośno. Młodzieniec nawet przez chwilę nie zdołał ukryć przerażenia, które wzbudzał w nim niemy człowiek, a cały kuraż, ochoczo podniecany podczas obecności niewiasty, uleciał niczym powietrze z przekutego pęcherza. Kiedy Roel pozwolił sobie zająć obok niego miejsce na ławce i począł bazgrolić w swoim kajecie, Trichter oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłonie. Choć Roel nie mógł tego widzieć, zdawało się, że jego ofiara cicho szlochała.
Kiedy zobaczył nad czym Roel tak energicznie pracował, Trichter zawył przeciągle, ewidentnie wyobrażając sobie groźby Boguta obracane w czyn.
— Dobrze, już dobrze! Błagam, nie krzywdź mnie... — Trichter zsunął się z ławki i żałośnie objął instrument. — Nie jestem złodziejem, tak jak mówiłem. Od samego początku pragnąłem zwrócić właścicielowi pieniądze, które zdobędę na pewno, ale ja... Ja potrzebowałem kapitału już na teraz. Chcę uciec z Mariettą, hen, daleko stąd, na południe, z dala od mojego ojca. Bez tego instrumentu będzie to niemożliwe. Nie odbieraj mi tego, błagam. To moja jedyna szansa. Mój ojciec to okrutny człowiek. Jeżeli udaremnisz moją ucieczkę, Marietta mnie porzuci, a ja... Zaklinam się! Rzucę się do Pontaru. Nie możesz mi tego zrobić — jęknął.
Froyt przepadł jak kamień w wodę.
Kiedy zobaczył nad czym Roel tak energicznie pracował, Trichter zawył przeciągle, ewidentnie wyobrażając sobie groźby Boguta obracane w czyn.
— Dobrze, już dobrze! Błagam, nie krzywdź mnie... — Trichter zsunął się z ławki i żałośnie objął instrument. — Nie jestem złodziejem, tak jak mówiłem. Od samego początku pragnąłem zwrócić właścicielowi pieniądze, które zdobędę na pewno, ale ja... Ja potrzebowałem kapitału już na teraz. Chcę uciec z Mariettą, hen, daleko stąd, na południe, z dala od mojego ojca. Bez tego instrumentu będzie to niemożliwe. Nie odbieraj mi tego, błagam. To moja jedyna szansa. Mój ojciec to okrutny człowiek. Jeżeli udaremnisz moją ucieczkę, Marietta mnie porzuci, a ja... Zaklinam się! Rzucę się do Pontaru. Nie możesz mi tego zrobić — jęknął.
Froyt przepadł jak kamień w wodę.
Ilość słów: 0
- Roel
- Posty: 46
- Rejestracja: 05 kwie 2018, 20:35
- Miano: Roel
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Miejski zieleniec
Rycerski Trichter okazał się jedynie postacią wykreowaną na potrzeby jego potencjalnego związku z Mariettą – prędko zastąpił go zrozpaczony podrostek, resztkami sił starający się zachować ochłapy rozszarpanej przez Nazairczyka godności, kryjąc twarz w dłoniach. Cóż, jak widać sztukę perswazji można skutecznie uprawiać bez wypowiadania na głos jakichkolwiek słów, chociaż gdyby ktoś zapytał o to Roela, prawdopodobnie odpowiedziałby, że obszedł się z młodym Elanem stosunkowo łagodnie. W istocie tak było, wszak mógł skokiem przejść do jakiejś z wielu form przemocy, lecz mimo tego wybrał bardziej dyplomatyczną ścieżkę. O ile uważał się za profesjonalistę w swoim fachu, bardzo ciężko byłoby mu skrzywdzić kogoś w wieku Trichtera, jeżeli nie miałby ku temu naprawdę dobrego powodu. Wspomnienia z dzieciństwa Cichego pozostawały wiecznie żywe w jego umyśle, a pewne zasady przyswojone z tamtego okresu przyświecają mu podczas pracy oraz poza nią również w obecnych czasach.
Niemniej, zapłakany młodzieniec wciąż próbował walczyć o swoje. Błagania i groźby co do zasady nie robiły na ciemnowłosym żadnego wrażenia, o czym Elan wkrótce miał się przekonać, bo podobnie było także w tym przypadku. Musiał zrozumieć, że sam jest odpowiedzialny za obecny bałagan, a zamiana izby z piecem w domu ojca na dno Pontaru nie do końca wydaje się rozsądnym podejściem.
Nie tracąc czasu, Cichy zabrał się za pisanie, pozwalając Trichterowi w tym czasie uspokoić się i zebrać myśli. Chciał resztę negocjacji przeprowadzić łagodniej, ale równie stanowczo. Gdy był już gotowy, delikatnie położył rękę na barku chłopaka, chcąc zwrócić jego uwagę. Spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu dał mu do wiadomości, że pora przestać się mazgaić. Na koniec wręczył mu swój otwarty kajet. Kurtuazyjnie, acz twardo, przekazał posiadaczowi lutni, że wróci do Boguta z nią, albo z jej równowartością w złocie. Alternatywnie zaciągnie go tam, by mógł sprzedać Kuternodze swoją wzruszającą historię, aczkolwiek szczerze powątpiewał, by właściciel Krwawego Rogera palił się do wysłuchania takowej. Na końcu dopisał jeszcze, żeby Elan przemyślał swoją decyzję i że jeżeli planuje się poddać w kwestii realizacji swoich planów po tak drobnym niepowodzeniu, być może rzeczywiście jego nawojka powinna poszukać sobie innego faworyta.
Niemniej, zapłakany młodzieniec wciąż próbował walczyć o swoje. Błagania i groźby co do zasady nie robiły na ciemnowłosym żadnego wrażenia, o czym Elan wkrótce miał się przekonać, bo podobnie było także w tym przypadku. Musiał zrozumieć, że sam jest odpowiedzialny za obecny bałagan, a zamiana izby z piecem w domu ojca na dno Pontaru nie do końca wydaje się rozsądnym podejściem.
Nie tracąc czasu, Cichy zabrał się za pisanie, pozwalając Trichterowi w tym czasie uspokoić się i zebrać myśli. Chciał resztę negocjacji przeprowadzić łagodniej, ale równie stanowczo. Gdy był już gotowy, delikatnie położył rękę na barku chłopaka, chcąc zwrócić jego uwagę. Spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu dał mu do wiadomości, że pora przestać się mazgaić. Na koniec wręczył mu swój otwarty kajet. Kurtuazyjnie, acz twardo, przekazał posiadaczowi lutni, że wróci do Boguta z nią, albo z jej równowartością w złocie. Alternatywnie zaciągnie go tam, by mógł sprzedać Kuternodze swoją wzruszającą historię, aczkolwiek szczerze powątpiewał, by właściciel Krwawego Rogera palił się do wysłuchania takowej. Na końcu dopisał jeszcze, żeby Elan przemyślał swoją decyzję i że jeżeli planuje się poddać w kwestii realizacji swoich planów po tak drobnym niepowodzeniu, być może rzeczywiście jego nawojka powinna poszukać sobie innego faworyta.
Ilość słów: 0
Re: Miejski zieleniec
Kolejne pogróżki zapisywanie w kajecie Roela jeszcze tylko bardziej rozmiękczały nędzny charakter Trichtera. Zastraszany nie był typem wojownika, o czym niemy prześladowca zdążył się już przekonać, a cechujący go brak odwagi nie pozwalał mu nawet honorowo wystąpić i dać sobie w przysłowiowy ryj. Gwoździem do trumny był ostateczny apel Cichego, który sprytnie zagrał na najwrażliwszej strunie swojej ofiary.
— Dobrze prawisz — wyszlochał Trichter, usmarkawszy się jak berbeć nad miską mamałygi. — Kim jestem, skoro nie stać mnie nawet na zapewnienie wiktu swojej wybrance? Mój pan ojciec rację miał, kiedy powiedział, że jedyne miejsce, do którego się nadaje to klasztorne podpiwniczę, gdzie nocą będę składał hołdy Wiecznemu Ogniu, a za dnia pielił warzywnik. Ah, piękna Marietto… — rozmarzył się jeszcze na sam koniec, wycierając resztki łez w haftowany rękaw.
Jakkolwiek intencją Roela było przekucie nieporadności chłopaka w motywację do działania i wzięcia się w garść, udało mu się jedynie pogorszyć sytuację. I choć na to, czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla niego samego musiał sobie odpowiedzieć sam, tak powód, dla którego pojawił się tutaj w pierwszym miejscu leżał przed nim; bogato zdobiony instrument, błyszczący w promieniach południowego słońca, przeznaczony bardziej do ekspozycji niżeli faktycznego użytku. Trichter zdążył już zapomnieć o przedmiocie, zbyt zajęty rozprawianiem nad swoim haniebnym losem.
— Znajdzie sobie lepszego. Śmielszego i bardziej krzepkiego. Ja zniweczyłbym tylko jej życie. Ona zasługuje na burzliwy romans i wieczną przygodę, na wiatr w stepie, kiedy to będzie pędzić wraz z nim na południe… A ja? Co ja jej mogę dać, poza gorzkim rozczarowaniem?
Wtem, Cichy ujrzał Froyta. I nie poznał go od razu. Z rozbitego nosa ciekła mu krew, na czole i przy uchu miał liczne zaczerwienienia i zadrapania, a ubrania wyglądały jakby skoczyła na niego sama mantikora.
— Bierz to i w nogi. — powiedział stłumionym głosem. — Szukają nas.
— Dobrze prawisz — wyszlochał Trichter, usmarkawszy się jak berbeć nad miską mamałygi. — Kim jestem, skoro nie stać mnie nawet na zapewnienie wiktu swojej wybrance? Mój pan ojciec rację miał, kiedy powiedział, że jedyne miejsce, do którego się nadaje to klasztorne podpiwniczę, gdzie nocą będę składał hołdy Wiecznemu Ogniu, a za dnia pielił warzywnik. Ah, piękna Marietto… — rozmarzył się jeszcze na sam koniec, wycierając resztki łez w haftowany rękaw.
Jakkolwiek intencją Roela było przekucie nieporadności chłopaka w motywację do działania i wzięcia się w garść, udało mu się jedynie pogorszyć sytuację. I choć na to, czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla niego samego musiał sobie odpowiedzieć sam, tak powód, dla którego pojawił się tutaj w pierwszym miejscu leżał przed nim; bogato zdobiony instrument, błyszczący w promieniach południowego słońca, przeznaczony bardziej do ekspozycji niżeli faktycznego użytku. Trichter zdążył już zapomnieć o przedmiocie, zbyt zajęty rozprawianiem nad swoim haniebnym losem.
— Znajdzie sobie lepszego. Śmielszego i bardziej krzepkiego. Ja zniweczyłbym tylko jej życie. Ona zasługuje na burzliwy romans i wieczną przygodę, na wiatr w stepie, kiedy to będzie pędzić wraz z nim na południe… A ja? Co ja jej mogę dać, poza gorzkim rozczarowaniem?
Wtem, Cichy ujrzał Froyta. I nie poznał go od razu. Z rozbitego nosa ciekła mu krew, na czole i przy uchu miał liczne zaczerwienienia i zadrapania, a ubrania wyglądały jakby skoczyła na niego sama mantikora.
— Bierz to i w nogi. — powiedział stłumionym głosem. — Szukają nas.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław