Kot, niezadowolony z tego, że zainteresowanie młodej kobiety przeszło mu koło nosa, próbował się jeszcze łasić do dopiero co ułożonej na tomisku dłoni Orlaith. Wykrzywił pyszczek w wyrazie dozgonnej wdzięczności i jakby się cały koci świat kończył, zaczął mruczeć jeszcze głośniej, kiedy zatopiła w jego futerku swoje chłodne, smukłe palce.
—
A czy stolarza dobrego znajdę w pobliżu miejsca, o którym wspominasz? — Uniosła brew na portki, które z gracją tłustej kurwy, starał się przywdziać na swoje zapracowane siedzenie.
Nie minęła chwila, a przeniosła wzrok na obraz, który wisiał po drugiej stronie pomieszczenia. Nie chciała wprowadzać go w zakłopotanie, które i tak osiągnęło pewien niemal namacalny poziom. Lubiła jego szczere, ufne oczy, które nie powinny należeć do kupca. Może nie dla każdego był tak przejrzystym, jak dla niej. Może taki był zamysł. Ta ruda broda i skrzywiony w grymasie nos należały do człowieka na tyle rozumnego, że zdawał sobie sprawę ze swoich mocnych stron. Orlaith miała mało cierpliwości do ludzi, z którymi musiał użerać się Jan Bergamut. I tego również powinna się od niego uczyć.
Na wspomnienie o ofirskich przysmakach uśmiechnęła się licho.
—
Ciekawe. — mruknęła, potrząsnąwszy głową. Podniosła się z miejsca i wskazując na obraz, któremu przyglądała się zaledwie przed momentem, wykonała gest przy ustach. —
Powinieneś kręcić wąsy jak twój dziad. Wyglądał naprawdę dostojnie.
Pogłaskawszy kota przybliżyła się do jego pyszczka i szepnęła mu coś na ucho, lecz słów które wypowiedziała Bergamut z pewnością nie mógłby zrozumieć. Później ten sam, czarny jak smoła kot miał jego żonie usiąść wprost na twarzy, kiedy będzie sobie urządzać popołudniową drzemkę.
—
O jedną jeszcze rzecz chciałam cię zapytać, drogi Janie. — zaczęła, przechodząc się wzdłuż biurka. —
Dwie właściwie. Pierwsza… potrzebuję pożyczki. Zadłużyć się w banku czy u ciebie? — Zadłużenie się u Jana było opcją bezpieczną. Z kilku względów. —
Druga. Czy kupiec przed rozładunkiem winien się zarejestrować w porcie? Na jaki czas przed samym faktem rozładunku? — Obeszła już biurko i stanęła tuż przy fotelu ryżego gospodarza. Przesunęła dłońmi po oparciu. Do czego piła? Oczywiście, że do przyuważonego zeszłej nocy na jednym ze słupów
ogłoszenia, od którego aż jej się oczy zaświeciły. Jak te dwa, szukające swego diamenciki.