„Meble artystyczne — V. Trevedic”
„Meble artystyczne — V. Trevedic”
Najlepsza pracownia stolarska w Ban Ard, jeśli nie w całym Kaedwen, prowadzona przez wdowę po ebeniście, Victorze Trevedicu. Tajemnicą poliszynela pozostaje fakt, iż małżonka znanego stolarza-artysty jest nie gorszą rzemieślniczką od męża nieboszczyka oraz że przyucza do zawodu najstarszą z trzech córek, co jest wbrew prawu cechowemu. Jednak renoma zakładu, w dodatku dobrze prosperującego, a także poparcie ze strony zadowolonych klientów, w tej liczbie czarodziejów, sprawia, że Vanda Trevedic nie musi przejmować się cechem i jego prawem bardziej, niż jest to konieczne. Zatrudniając zastęp pracowników płci powszechnie uznawanej za bardziej adekwatną dla zawodu stolarza oraz wykorzystując fakt, że jej inicjały są identyczne z mężowskimi, wdowa zachowuje niezbędne minimum pozorów, niekiedy znacznie ułatwiających jej życie. Znajdująca się na południowych obrzeżach miasta pracownia specjalizuje się w wyrobie wyrafinowanych mebli intarsjowanych, inkrustowanych i fornirowanych, głównie skrzyniowych, jak komody, kabinety czy szafy. Wykonywane są najczęściej z hebanu — rzadziej z barwionego drewna gruszy, dębu czy grabu — co czyni je dobrem raczej nietanim, a już z całą pewnością nie dostępnym od ręki. Produkcja odbywa się w warsztacie przy domu oraz w wysokiej na dwa piętra stodole krytej mansardowym dachem, pełniącej również funkcję składu. Teren posesji okala murek z kamienia łupanego, a po podwórzu kręcą się trzy dogi creydeńskie — dwa arlekiny i jeden czarny jak smoła — obrzucające dezaprobującym i deprymującym spojrzeniem każdego, kto nie jest Vandą Trevedic bądź jedną z jej córek.
Ilość słów: 0
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Daromir wskoczył na fotel i wciągnął się nań tak, że plecy przylegały mu do oparcia, a nogi ledwie wystawały za siedzenie. Położywszy dłonie na podłokietnikach, rozparł na nim jak władyka na stolcu, wyraźnie ukontentowany swoją nową pozycją.
— Pięć dukatów — Trevedic westchnęła po raz kolejny, kręcąc głową z politowaniem. — Aha. Mówcie, proszę, dalej.
Kobieta wysłuchała Lasoty, krzyżując nogi, a splecione dłonie kładąc na kolanach. Dowiadując się o jego powodzie wizyty w Ban Ard, pokiwała rozumiejąco głową.
— Czarodziej godny zaufania — zauważyła, taktownie powstrzymując się od indagowania go na temat natury jego osobliwego problemu. — To w tych czasach rzadka rzecz. Podobno. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że weksle Bractwa są pewne, a płatności terminowe.
Trevedic nie zwlekała z odpowiedzią na jego pytanie.
— Zamierzam się tego dowiedzieć. Z waszą pomocą — postawiła sprawę jasno i bez zbędnego kluczenia. — Skoro byliście już tak uprzejmi, aby zwrócić moją uwagę na ten problem. Nadto, pan Heckl twierdzi, że nie jesteście amatorem ani konfabulantem, a ja zwykłam ufać jego ocenie.
Oparty o próg Kenton, przez cały czas ich rozmowy milczący i dyskretny, dał o sobie znać lekkim skinieniem w stronę rycerza.
— Jeżeli bylibyście zainteresowani, możemy porozmawiać o szczegółach i wynagrodzeniu.
— Pięć dukatów — Trevedic westchnęła po raz kolejny, kręcąc głową z politowaniem. — Aha. Mówcie, proszę, dalej.
Kobieta wysłuchała Lasoty, krzyżując nogi, a splecione dłonie kładąc na kolanach. Dowiadując się o jego powodzie wizyty w Ban Ard, pokiwała rozumiejąco głową.
— Czarodziej godny zaufania — zauważyła, taktownie powstrzymując się od indagowania go na temat natury jego osobliwego problemu. — To w tych czasach rzadka rzecz. Podobno. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że weksle Bractwa są pewne, a płatności terminowe.
Trevedic nie zwlekała z odpowiedzią na jego pytanie.
— Zamierzam się tego dowiedzieć. Z waszą pomocą — postawiła sprawę jasno i bez zbędnego kluczenia. — Skoro byliście już tak uprzejmi, aby zwrócić moją uwagę na ten problem. Nadto, pan Heckl twierdzi, że nie jesteście amatorem ani konfabulantem, a ja zwykłam ufać jego ocenie.
Oparty o próg Kenton, przez cały czas ich rozmowy milczący i dyskretny, dał o sobie znać lekkim skinieniem w stronę rycerza.
— Jeżeli bylibyście zainteresowani, możemy porozmawiać o szczegółach i wynagrodzeniu.
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Ojcu, zorientowawszy się pozycji siedzenia synka, pojawiła się pulsująca żyła na skroni wywołana podirytowaniem. Odwrócił głowę ku młodszemu, spojrzał prosto w oczy, a potem zasygnalizował udawanym kaszlem i chrząknięciami, żeby się poprawił.
Potem słuchał dalej gospodyni z uwagą.
— Porozmawiajmy zatem.
Potem słuchał dalej gospodyni z uwagą.
— Porozmawiajmy zatem.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Daromir drgnął pod ojcowskim wzrokiem, z miejsca pojmując napomnienie. Zsunąwszy się w dół, usiadł na skraju fotela, gdzie po chwili względnego spokoju zaczął machać niesięgającymi mu ziemi nogami.
Trevedic kontynuowała.
— Chcę, żebyście dotarli do osoby, która rozpowszechniła informację o rzekomym zleceniu pod moim nazwiskiem. Przy czym zależy mi przede wszystkim na poznaniu szczegółów owej sprawy związanej z „obroną honoru rodziny”. Prosiłabym, żebyście działali przemyślnie i taktownie. Wymagam bezwzględnej dyskrecji, toteż prosiłabym o niepowoływanie się na moją osobę oraz…
Głos kobiety zawahał się na chwilę, lecz ta nie odwróciła spojrzenia, ani nie poruszyła na krześle.
— …oraz nieangażowania władz miasta. Proszę mieć na uwadze, że nie będę wymagała od pana niczego nielegalnego.
— Wynagrodzenie ustalimy na podstawie waszych postępów w badaniu sprawy. Na ten moment możecie liczyć na dziesięć dukatów zadatku na poczet kosztów śledztwa. Dodatkowo, jeżeli nasza współpraca będzie dla mnie zadowalająca, pozwolę sobie odwzajemnić przysługę i pomóc wam w znalezieniu rozwiązania waszego osobliwego problemu. Sądzę, że dysponuję ku temu stosownymi kontaktami.
Kobieta odchyliła się na oparcie, czekając odpowiedzi rycerza.
— Co uważacie?
Trevedic kontynuowała.
— Chcę, żebyście dotarli do osoby, która rozpowszechniła informację o rzekomym zleceniu pod moim nazwiskiem. Przy czym zależy mi przede wszystkim na poznaniu szczegółów owej sprawy związanej z „obroną honoru rodziny”. Prosiłabym, żebyście działali przemyślnie i taktownie. Wymagam bezwzględnej dyskrecji, toteż prosiłabym o niepowoływanie się na moją osobę oraz…
Głos kobiety zawahał się na chwilę, lecz ta nie odwróciła spojrzenia, ani nie poruszyła na krześle.
— …oraz nieangażowania władz miasta. Proszę mieć na uwadze, że nie będę wymagała od pana niczego nielegalnego.
— Wynagrodzenie ustalimy na podstawie waszych postępów w badaniu sprawy. Na ten moment możecie liczyć na dziesięć dukatów zadatku na poczet kosztów śledztwa. Dodatkowo, jeżeli nasza współpraca będzie dla mnie zadowalająca, pozwolę sobie odwzajemnić przysługę i pomóc wam w znalezieniu rozwiązania waszego osobliwego problemu. Sądzę, że dysponuję ku temu stosownymi kontaktami.
Kobieta odchyliła się na oparcie, czekając odpowiedzi rycerza.
— Co uważacie?
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Lasota bił się z myślami przez krótki moment, ale zadecydował podjąć się zlecenia.
— Zgoda — odpowiedział krótko i konkretnie. — Potrzebuję tropu, dlatego zadam pani kilka pytań, które nas naprowadzą — wytłumaczył spokojnie.
Zerknął na stół, który jeszcze niedawno był miejscem pracy kobiety. Oglądał uważnie mebel.
— Czy w samym cechu nie podpadł pani ktoś szczególny, kto mógłby zazdrościć piastowanej przez panią pozycji? Być może dorobiła się pani rywali, którzy skusili się na podły żart, wystawiając nazwisko rodziny na publiczny widok? Sama wymyślona treść też jest zastanawiająca. Jak to: obronić honoru rodziny? Czy coś się kryje za tym zdaniem? Może treść ma za zadanie coś w pani wywołać? — Zadał pierwsze pytania i nie miał bladego pojęcia czy były one zasadne. Dawno już nie podejmował się śledztwa i obawiał się, że jego tryby umysłowe zardzewiały przez te lata.
— Być może ktoś z najbliższego otoczenia wysłał w obrót zlecenie? Może ktoś z rodziny, a skoro sprawa świeża, to jeszcze się pani nie wywiedziała kto konkretnie?
— Zgoda — odpowiedział krótko i konkretnie. — Potrzebuję tropu, dlatego zadam pani kilka pytań, które nas naprowadzą — wytłumaczył spokojnie.
Zerknął na stół, który jeszcze niedawno był miejscem pracy kobiety. Oglądał uważnie mebel.
— Czy w samym cechu nie podpadł pani ktoś szczególny, kto mógłby zazdrościć piastowanej przez panią pozycji? Być może dorobiła się pani rywali, którzy skusili się na podły żart, wystawiając nazwisko rodziny na publiczny widok? Sama wymyślona treść też jest zastanawiająca. Jak to: obronić honoru rodziny? Czy coś się kryje za tym zdaniem? Może treść ma za zadanie coś w pani wywołać? — Zadał pierwsze pytania i nie miał bladego pojęcia czy były one zasadne. Dawno już nie podejmował się śledztwa i obawiał się, że jego tryby umysłowe zardzewiały przez te lata.
— Być może ktoś z najbliższego otoczenia wysłał w obrót zlecenie? Może ktoś z rodziny, a skoro sprawa świeża, to jeszcze się pani nie wywiedziała kto konkretnie?
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
— Jeden trop już macie — zauważyła kobieta, mierząc gościa uważnym spojrzeniem. — Ale odpowiem na wasze pytania, jeżeli ma to wam pomóc.
Lasota przyjrzał się tworzonemu meblowi. Był nim stół z ciemnego podbarwionego, ale jeszcze nieimpregnowanego drewna. Owalny blat dźwigały cztery grube, lekko pałąkowate nogi imitujące z grubsza kształt zwierzęcych łap. Dwie z nich na całej długości pokrywał misterny, artystyczny wzór esów-floresów wykonanych z kunsztem i dbałością o detal. Wielomir, jak każdy Kaedweńczyk, mający jako takie pojęcie o drewnie rozpoznał w materiale dębinę. Wiedział też, że obróbka, której poddawany był stół, miała znacznie więcej wspólnego ze sztuką niż ciesielką.
— Moja pozycja w cechu jest niepodważalna, choć ostatnimi czasy raczej honorowa. Zasilam szkatułę regularnymi datkami, ale nie uczestniczę już czynnie w jego polityce. Jak sam pan widzi, skupiam się raczej na indywidualnej przedsiębiorczości. Wątpliwe, by była to konkurencja, gdyż w swojej kategorii takowej nie posiadam.
— Treść — weszła mu szybko w słowo kobieta — Jak dotąd wywołała moje zażenowanie. Nie wywiedziałam się, jak raczył pan zauważyć, gdyż to pan zechciał przynieść mi owe wieści. Nie śledzę uważnie miejskich plotek. Jestem zajęta pracą.
Trevedic, wstała z krzesła, tym samym ruchem co ostatnio pozbywając się nieistniejących wiórów z fartucha.
— Również w tym momencie. Obawiam się, że nie mogę poświęcić panu więcej swojego czasu. Panie Heckl!
— Słucham, pani.
— Proszę podjąć ze szkatuły dziesięć dukatów i wypłacić panu Wielomirowi jako zadatek.
— Oczywiście.
Mężczyzna z półtorakiem przytaknął, przenosząc oczekujące spojrzenie na Lasotę. Przysypiający podczas ich rozmowy Daromir ożywił się jak za dotknięciem różdżki i zsunął z fotela, ustawiając do wyjścia.
Lasota przyjrzał się tworzonemu meblowi. Był nim stół z ciemnego podbarwionego, ale jeszcze nieimpregnowanego drewna. Owalny blat dźwigały cztery grube, lekko pałąkowate nogi imitujące z grubsza kształt zwierzęcych łap. Dwie z nich na całej długości pokrywał misterny, artystyczny wzór esów-floresów wykonanych z kunsztem i dbałością o detal. Wielomir, jak każdy Kaedweńczyk, mający jako takie pojęcie o drewnie rozpoznał w materiale dębinę. Wiedział też, że obróbka, której poddawany był stół, miała znacznie więcej wspólnego ze sztuką niż ciesielką.
— Moja pozycja w cechu jest niepodważalna, choć ostatnimi czasy raczej honorowa. Zasilam szkatułę regularnymi datkami, ale nie uczestniczę już czynnie w jego polityce. Jak sam pan widzi, skupiam się raczej na indywidualnej przedsiębiorczości. Wątpliwe, by była to konkurencja, gdyż w swojej kategorii takowej nie posiadam.
— Treść — weszła mu szybko w słowo kobieta — Jak dotąd wywołała moje zażenowanie. Nie wywiedziałam się, jak raczył pan zauważyć, gdyż to pan zechciał przynieść mi owe wieści. Nie śledzę uważnie miejskich plotek. Jestem zajęta pracą.
Trevedic, wstała z krzesła, tym samym ruchem co ostatnio pozbywając się nieistniejących wiórów z fartucha.
— Również w tym momencie. Obawiam się, że nie mogę poświęcić panu więcej swojego czasu. Panie Heckl!
— Słucham, pani.
— Proszę podjąć ze szkatuły dziesięć dukatów i wypłacić panu Wielomirowi jako zadatek.
— Oczywiście.
Mężczyzna z półtorakiem przytaknął, przenosząc oczekujące spojrzenie na Lasotę. Przysypiający podczas ich rozmowy Daromir ożywił się jak za dotknięciem różdżki i zsunął z fotela, ustawiając do wyjścia.
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Lasocie spodobał się wygląd stołu. Zastanawiał się, jaką wartość dukatów osiągnąłby na rynku.
Po zakończonej rozmowie zleceniobiorca wstał, lekko ukłonił się rzemieślniczce, spojrzał sugestywnie na syna, a potem zbliżył się do pana Heckla i dał mu znać skinieniem głowy, że był gotowy do wyjścia oraz wzięcia zaliczki. W drodze szlachcic postanowił zadać pytanie ochroniarzowi.
— A pan, co sądzi o tej sprawie? — zapytał ogólnie.
Wielomirowie zamierzali wrócić do kowala na rynek, ale obraliby mniej oczywistą drogę powrotną, żeby zmniejszyć szansę podpatrzenia ich, gdy wychodzili z posiadłości.
Po zakończonej rozmowie zleceniobiorca wstał, lekko ukłonił się rzemieślniczce, spojrzał sugestywnie na syna, a potem zbliżył się do pana Heckla i dał mu znać skinieniem głowy, że był gotowy do wyjścia oraz wzięcia zaliczki. W drodze szlachcic postanowił zadać pytanie ochroniarzowi.
— A pan, co sądzi o tej sprawie? — zapytał ogólnie.
Wielomirowie zamierzali wrócić do kowala na rynek, ale obraliby mniej oczywistą drogę powrotną, żeby zmniejszyć szansę podpatrzenia ich, gdy wychodzili z posiadłości.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
— Że potraficie wzbudzić zaufanie, mości Lasota — odpowiedział mu imć Kenton, powracając zza drzwi w korytarzu, za którymi zniknął był na moment. Powróciwszy, wręczył mu chudy mieszek z pobrzękującymi w środku dziesięcioma dukatami obiecanego zadatku.
Nie odzywał się odprowadzając ich do wyjścia, a potem przez podwórze, kiedy po drodze pożegnali się z drugim strażnikiem, Orsem i odebrali zdeponowane uzbrojenie.
Milczenie przerwał, dopiero kiedy znaleźli się przy bramie, w dostatecznej odległości od domostwa.
— Powodzenia — wyrzekł mu, patrząc się na niego dziwnie. — Miejcie baczenie, bo zdaje mi się, że ta sprawa zawadza o prywatę. Uważajcie, by prywata nie zawadziła o was. Więcej rzec nie mogę.
Nie odzywał się odprowadzając ich do wyjścia, a potem przez podwórze, kiedy po drodze pożegnali się z drugim strażnikiem, Orsem i odebrali zdeponowane uzbrojenie.
Milczenie przerwał, dopiero kiedy znaleźli się przy bramie, w dostatecznej odległości od domostwa.
— Powodzenia — wyrzekł mu, patrząc się na niego dziwnie. — Miejcie baczenie, bo zdaje mi się, że ta sprawa zawadza o prywatę. Uważajcie, by prywata nie zawadziła o was. Więcej rzec nie mogę.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Tak jak ostatnio, Vandę Trevedic zastał przy pracy. Rzeźbiony przez stolarkę stół był już na wykończeniu — kobieta dążyła do idealnego wypoziomowania blatu, zanim nałożony impregnat utrwali go w taflę gładką jak szlifowany kamień.
Robota nie wyglądała na lekką, lecz pomimo podwładnych do dyspozycji, kobieta wykonywała ją samodzielnie. Z podwiniętymi rękawami i twarzą błyszczącą od potu, przeciągała strugiem po powierzchni, produkując spiralne pasemka wiórów. Miły nozdrzom zapach drewna i kobiecego potu wypełniał pomieszczenie, w którym się znajdowali.
Tak jak ostatnio, do środka wpuścił go ochroniarz, Kenton Heckl. Wpuścił i poprowadził przez podwórzec, zamykając w kojcu niesfornego i ciętego na małych albinosów Baal-Zebutha. Słowem nie wspomniał o wczorajszym wieczorze i był wdzięczny Lasocie za odwzajemnienie dyskrecji. Posławszy mu porozumiewawcze spojrzenie, skinął głową i zaprowadził do pracodawczyni, która wysłuchała raportu z jego postępów.
— Czy ten człowiek skrzywdził moją córkę? — Trevedic przerwała na moment ciesielkę, zastygając pochylona nad stołem z piersią falującą jej od przyspieszonego oddechu. — Czy to przez niego Vera znalazła się w złym towarzystwie?
Z zewnątrz, przez otwarte okno dobiegł odległy śmiech Daromira. Gospodyni chciała porozmawiać ze szlachcicem w cztery oczy dlatego Kenton poprosił Orsa, jednego z młodszych ochroniarzy, by ten zaopiekował się potomkiem Lasoty. Znający się na kuglarstwie Orso zabawiał chłopca małym pokazem żonglerki z użyciem małych zielonych jabłek z przydomowej jabłoni.
Robota nie wyglądała na lekką, lecz pomimo podwładnych do dyspozycji, kobieta wykonywała ją samodzielnie. Z podwiniętymi rękawami i twarzą błyszczącą od potu, przeciągała strugiem po powierzchni, produkując spiralne pasemka wiórów. Miły nozdrzom zapach drewna i kobiecego potu wypełniał pomieszczenie, w którym się znajdowali.
Tak jak ostatnio, do środka wpuścił go ochroniarz, Kenton Heckl. Wpuścił i poprowadził przez podwórzec, zamykając w kojcu niesfornego i ciętego na małych albinosów Baal-Zebutha. Słowem nie wspomniał o wczorajszym wieczorze i był wdzięczny Lasocie za odwzajemnienie dyskrecji. Posławszy mu porozumiewawcze spojrzenie, skinął głową i zaprowadził do pracodawczyni, która wysłuchała raportu z jego postępów.
— Czy ten człowiek skrzywdził moją córkę? — Trevedic przerwała na moment ciesielkę, zastygając pochylona nad stołem z piersią falującą jej od przyspieszonego oddechu. — Czy to przez niego Vera znalazła się w złym towarzystwie?
Z zewnątrz, przez otwarte okno dobiegł odległy śmiech Daromira. Gospodyni chciała porozmawiać ze szlachcicem w cztery oczy dlatego Kenton poprosił Orsa, jednego z młodszych ochroniarzy, by ten zaopiekował się potomkiem Lasoty. Znający się na kuglarstwie Orso zabawiał chłopca małym pokazem żonglerki z użyciem małych zielonych jabłek z przydomowej jabłoni.
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Lasota Wielomir stanął przed obliczem Vandy Trevedic rozgrzany, gdyż nie oszczędzał sił w drodze do jej posiadłości. Opancerzony jak na bitwę, z ciężkim bagażem i zwisającą łopatą wyglądał jak rasowy tragarz. Kropelki potu spływały po jego czole. Jednakże, gdy męskie oko ujrzało kobietę, dojrzałą niczym wytrawne wino, pracującą jak pszczółka nad swoim dziełem, w wojowniku wzmogło pożądanie. Tedy właśnie przyszła mu ochota na wykonanie ostatecznej próby mebelka.
Z opóźnieniem usłyszał słowa, bo pierw całą jego uwagę przyciągnęły piersi, które zlustrował niedyskretnie, z uniesionymi brwiami, jakoby pozytywnie zaskoczony widokiem, a dopiero później, z równym zaskoczeniem, tym razem wskazującym na zakłopotanie, uniósł oczy, nawiązując kontakt wzrokowy.
— Cóż — zaczynał niską tonacją, prawie mrukliwym głosem jak kocur w czasie zalotów. — Skrzywdził tak, kiedy ludzie się kochają. Młoda krew, burzliwa krew. Sądzę, że byli kochankami, lecz nagle się rozstali. Ratiz rozgniewał pani córkę, bo to człowiek skaczący z kwiatka na kwiatek, jednak czy zostawił po sobie inną raną, poza tą, która dotyka kobiecego honoru? Tego nie wiem. — Wyjaśnił nad wyraz dyplomatycznie.
Zmienił pozycję, przez moment stanął plecami do zleceniodawczyni, bo oprał się o parapet okna. Oddychał głęboko i patrzył na syna z oddali. Uśmiechnął się, gdy zauważył bawiącego się Daromira. Lubił, gdy dzieciak cieszył się chwilą.
— Bardzo dobrze panią rozumiem. — Powrócił z przewietrzoną głową do rozmowy. — Sam ukręciłbym łeb każdemu, kto spróbowałby podnieść rękę na mojego Daromira — gdy mówił, złagodniała mu twarz. Ewidentnie wspominał stare dzieje i wyjawiał je. — Pamiętam, kiedy jeszcze był malutki. Nie było matki, więc musiałem sam się nim zajmować. Na dodatek byliśmy w trasie, tak jak teraz. Zupełnie nie wiedziałem, jak mam zająć się niemowlakiem, więc czasem musiałem prosić o pomoc, a czasem tę pomoc musiałem... Wyperswadować — opowiadał jak rodzic rodzicowi. Na wielu płaszczyznach życia różnili się, ale łączyło ich posiadanie dzieci. — Z czasem nauczyłem się, że o ile z całych sił próbujemy ochraniać nasze dzieci, to i tak krzywda je napotka. Pozostaje mieć nadzieję, że nauczymy je radzić sobie z krzywdą. I myślę, że wykonała pani świetną robotę.
Podkreślił dorobek wychowawczy w momencie, gdy ponownie zmienił pozycję w przestrzeni, podchodząc do niedokończonego stołu.
— Nie wiem czy przez Ratiza znalazła się Vera w złym towarzystwie, gdyż Vera pływa wśród tego towarzystwa niczym ryba w wodzie. Cha! Jaki to widok! Rozstawia bandziorów na lewo i prawo, jakoby byli zupełnie posłuszni. Trochę przypomina panią, bo otoczona mężczyznami, zarządza nimi sprawie i skutecznie, niezagrożona tym, że jej pozycja runie — tłumaczył szczerze. — Czy to sprawka Redańczyka? Pytanie brzmi, jak długo się znali? Vera nie zdradziła mi zbyt wiele szczegółów na temat swojej relacji, zainteresowana efektami zemsty, niżeli rozgrzebywaniem przeszłości.
Westchnął smutno.
— Przeszłości, która wydaje się również naznaczać trudnością pomiędzy panią i córką. Jednak nie moja rola zagłębiać się w to, bo wszystko zostaje w rodzinie. Proszę, oto mój raport. Postarałem się zrealizować warunki naszego zlecenia, ujawniając cel pojawienia się ogłoszenia na mieście, tak jak pani prosiła.
Z opóźnieniem usłyszał słowa, bo pierw całą jego uwagę przyciągnęły piersi, które zlustrował niedyskretnie, z uniesionymi brwiami, jakoby pozytywnie zaskoczony widokiem, a dopiero później, z równym zaskoczeniem, tym razem wskazującym na zakłopotanie, uniósł oczy, nawiązując kontakt wzrokowy.
— Cóż — zaczynał niską tonacją, prawie mrukliwym głosem jak kocur w czasie zalotów. — Skrzywdził tak, kiedy ludzie się kochają. Młoda krew, burzliwa krew. Sądzę, że byli kochankami, lecz nagle się rozstali. Ratiz rozgniewał pani córkę, bo to człowiek skaczący z kwiatka na kwiatek, jednak czy zostawił po sobie inną raną, poza tą, która dotyka kobiecego honoru? Tego nie wiem. — Wyjaśnił nad wyraz dyplomatycznie.
Zmienił pozycję, przez moment stanął plecami do zleceniodawczyni, bo oprał się o parapet okna. Oddychał głęboko i patrzył na syna z oddali. Uśmiechnął się, gdy zauważył bawiącego się Daromira. Lubił, gdy dzieciak cieszył się chwilą.
— Bardzo dobrze panią rozumiem. — Powrócił z przewietrzoną głową do rozmowy. — Sam ukręciłbym łeb każdemu, kto spróbowałby podnieść rękę na mojego Daromira — gdy mówił, złagodniała mu twarz. Ewidentnie wspominał stare dzieje i wyjawiał je. — Pamiętam, kiedy jeszcze był malutki. Nie było matki, więc musiałem sam się nim zajmować. Na dodatek byliśmy w trasie, tak jak teraz. Zupełnie nie wiedziałem, jak mam zająć się niemowlakiem, więc czasem musiałem prosić o pomoc, a czasem tę pomoc musiałem... Wyperswadować — opowiadał jak rodzic rodzicowi. Na wielu płaszczyznach życia różnili się, ale łączyło ich posiadanie dzieci. — Z czasem nauczyłem się, że o ile z całych sił próbujemy ochraniać nasze dzieci, to i tak krzywda je napotka. Pozostaje mieć nadzieję, że nauczymy je radzić sobie z krzywdą. I myślę, że wykonała pani świetną robotę.
Podkreślił dorobek wychowawczy w momencie, gdy ponownie zmienił pozycję w przestrzeni, podchodząc do niedokończonego stołu.
— Nie wiem czy przez Ratiza znalazła się Vera w złym towarzystwie, gdyż Vera pływa wśród tego towarzystwa niczym ryba w wodzie. Cha! Jaki to widok! Rozstawia bandziorów na lewo i prawo, jakoby byli zupełnie posłuszni. Trochę przypomina panią, bo otoczona mężczyznami, zarządza nimi sprawie i skutecznie, niezagrożona tym, że jej pozycja runie — tłumaczył szczerze. — Czy to sprawka Redańczyka? Pytanie brzmi, jak długo się znali? Vera nie zdradziła mi zbyt wiele szczegółów na temat swojej relacji, zainteresowana efektami zemsty, niżeli rozgrzebywaniem przeszłości.
Westchnął smutno.
— Przeszłości, która wydaje się również naznaczać trudnością pomiędzy panią i córką. Jednak nie moja rola zagłębiać się w to, bo wszystko zostaje w rodzinie. Proszę, oto mój raport. Postarałem się zrealizować warunki naszego zlecenia, ujawniając cel pojawienia się ogłoszenia na mieście, tak jak pani prosiła.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Za oknem Daromir próbował powtórzyć sztuczkę ochroniarza. Zebrawszy jabłka, podrzucił je w powietrze, lecz przegrał z grawitacją. Złapał jedno — pozostałe dwa spadły na trawę, tocząc się w różne strony. Niezrażony chłopiec rzucił się w pogoń za umykającymi owocami.
— Po mału, nie rzucaj wszystkich naraz. Zaczynasz od jednego, a potem dodajesz kolejne. — poradził mu Orso. — Na początek potrenuj z dwoma. O tak, widzisz?
Kiedy wrócił zza okna, Trevedic spoglądała na niego w uważnym milczeniu, niecierpliwie wyczekując dalszego ciągu raportu.
— Wychowała się bez ojca — powiedziała zmienionym głosem, kiedy dokończył opowieść. Dokładała starań, by zachować fason, lecz matczyna troska przebijała przez jej zafrasowane spojrzenie i mimowolną nerwowość gestów. Słowa Lasoty wywarły na stolarce wrażenie, nawet jeśli inne od tego, na które liczył. Pochłonięta myślami przeoczyła romantyczny podtekst nadawany konwersacji przez zaradnego wojaka. — Małżonek zmarł krótko po tym, kiedy ją urodziłam.
Z nieobecnym wyrazem twarzy, nie odwzajemniając kontaktu wzrokowego, kobieta przeszła się wokół stołu, strzepując zakręcone wióry na podłogę. Pochyliła się nad blatem i wydawało się, że za moment wróci do strugania, jednak tylko oparła się o mebel, skinieniem głowy dając weteranowi znać, by kontynuował.
Vanda wysłuchała powściągliwie relacji o towarzystwie, w jakim obracała się jej córka, czy raczej jakim towarzystwem obracała.
— Vera od zawsze potrafiła być bardzo… przedsiębiorcza — odrzekła. Stwierdzenie, choć prawdziwe, ocierało się o niedoszacowanie.
Zaraz po wysłuchaniu całej relacji, Trevedic bardzo szybko udowodniła, po kim Vera odziedziczyła niechęć do rozgrzebywania przeszłości. Szybko i stanowczo prostując się znad blatu, pani Vanda wróciła do teraźniejszości. Jej praktyczny umysł źle znosił zbyt długą mitręgę z myślami.
— Wykonaliście swoje zadanie i otrzymacie za nie zapłatę — oznajmiła krótko i rzeczowo. — Ale zanim stąd odejdziecie, chciałam o coś zapytać.
Cisza nie miała szansy potrwać dłużej niż sekundę, ponieważ Trevedic nie czekała na jego potwierdzenie.
— Co zrobilibyście na moim miejscu? Mówcie szczerze. Jak rodzic do rodzica.
— Po mału, nie rzucaj wszystkich naraz. Zaczynasz od jednego, a potem dodajesz kolejne. — poradził mu Orso. — Na początek potrenuj z dwoma. O tak, widzisz?
Kiedy wrócił zza okna, Trevedic spoglądała na niego w uważnym milczeniu, niecierpliwie wyczekując dalszego ciągu raportu.
— Wychowała się bez ojca — powiedziała zmienionym głosem, kiedy dokończył opowieść. Dokładała starań, by zachować fason, lecz matczyna troska przebijała przez jej zafrasowane spojrzenie i mimowolną nerwowość gestów. Słowa Lasoty wywarły na stolarce wrażenie, nawet jeśli inne od tego, na które liczył. Pochłonięta myślami przeoczyła romantyczny podtekst nadawany konwersacji przez zaradnego wojaka. — Małżonek zmarł krótko po tym, kiedy ją urodziłam.
Z nieobecnym wyrazem twarzy, nie odwzajemniając kontaktu wzrokowego, kobieta przeszła się wokół stołu, strzepując zakręcone wióry na podłogę. Pochyliła się nad blatem i wydawało się, że za moment wróci do strugania, jednak tylko oparła się o mebel, skinieniem głowy dając weteranowi znać, by kontynuował.
Vanda wysłuchała powściągliwie relacji o towarzystwie, w jakim obracała się jej córka, czy raczej jakim towarzystwem obracała.
— Vera od zawsze potrafiła być bardzo… przedsiębiorcza — odrzekła. Stwierdzenie, choć prawdziwe, ocierało się o niedoszacowanie.
Zaraz po wysłuchaniu całej relacji, Trevedic bardzo szybko udowodniła, po kim Vera odziedziczyła niechęć do rozgrzebywania przeszłości. Szybko i stanowczo prostując się znad blatu, pani Vanda wróciła do teraźniejszości. Jej praktyczny umysł źle znosił zbyt długą mitręgę z myślami.
— Wykonaliście swoje zadanie i otrzymacie za nie zapłatę — oznajmiła krótko i rzeczowo. — Ale zanim stąd odejdziecie, chciałam o coś zapytać.
Cisza nie miała szansy potrwać dłużej niż sekundę, ponieważ Trevedic nie czekała na jego potwierdzenie.
— Co zrobilibyście na moim miejscu? Mówcie szczerze. Jak rodzic do rodzica.
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Wielomirowi zrobiło się zimno na wieść o tym, że Vera wychowała się bez ojca. Zimno tak, jakby ktoś wbił mu sztylet w bebechy i obrócił nim kilka razy. Na moment oparł się o ścianę, żeby pozwolić sercu uspokoić się, bowiem biło w piersi jak szalone. Mimowolnie powrócił myślami do dawnych czasów. Do swojej żony i swoich córek. Ciężar sumienia niemal zwalił go z nóg.
— Rzucił wszystko w cholerę i dotarł do swojego dziecka — palnął od razu, bez większego zastanowienia się. Echo wewnętrznej kaźni wylatywało z wnętrza mężczyzny wraz ze słowami z jego ust. Determinacja mieszała się z żalem. — I zaczął rozmowę, gdzie bym się otworzył, wysłuchał i przede wszystkim przeprosił. Otworzył serce. Tak, w takiej kolejności załatwiłbym tę sprawę, zanim czas przypomniałby sobie o mnie. Zanim przyszłoby mi zdychać na tym padole, to chciałbym pogodzić się z moimi dziećmi.
Znów się odwrócił w kierunku okna. Tym razem nie patrzył na Daromira, ale mniej więcej w kierunku swojego domu, gdzie pozostawił swoją rodzinę. Ta nie oczekiwała jego powrotu, nie modliła się za niego, być może cieszyła się z odejścia bezdusznego bydlaka. Lasota nie poczuł tylko potrzeby powrotu.
Zacisnął zęby i oddychał, uspokajając się. Dopiero wtedy, gdy znów panował nad swoimi emocjami, wrócił do rzemieślniczki, żeby kontynuować rozmowę.
— Rzucił wszystko w cholerę i dotarł do swojego dziecka — palnął od razu, bez większego zastanowienia się. Echo wewnętrznej kaźni wylatywało z wnętrza mężczyzny wraz ze słowami z jego ust. Determinacja mieszała się z żalem. — I zaczął rozmowę, gdzie bym się otworzył, wysłuchał i przede wszystkim przeprosił. Otworzył serce. Tak, w takiej kolejności załatwiłbym tę sprawę, zanim czas przypomniałby sobie o mnie. Zanim przyszłoby mi zdychać na tym padole, to chciałbym pogodzić się z moimi dziećmi.
Znów się odwrócił w kierunku okna. Tym razem nie patrzył na Daromira, ale mniej więcej w kierunku swojego domu, gdzie pozostawił swoją rodzinę. Ta nie oczekiwała jego powrotu, nie modliła się za niego, być może cieszyła się z odejścia bezdusznego bydlaka. Lasota nie poczuł tylko potrzeby powrotu.
Zacisnął zęby i oddychał, uspokajając się. Dopiero wtedy, gdy znów panował nad swoimi emocjami, wrócił do rzemieślniczki, żeby kontynuować rozmowę.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
— Dziękuję za sugestię — Tym razem stolarka zapanowała nad twarzą znakomicie. Albo to skrupuły zapanowały nad weteranem, otępiając jego percepcję. Zagapiwszy w sobie tylko znany punkt na ścianie, rozważyła sobie jego radę w milczeniu. Za oknem Daromir śmiał się i dokazywał, bezowocnie próbując powtórzyć sztuczkę Osberta z owocami.
— Wypełniliście swoją część kontraktu. — Trevedic odezwała jako pierwsza, z powrotem poświęcając Lasocie swoją uwagę. — Zanim przejdę do dopełnienia własnych zobowiązań, zechcę przypomnieć panu o zachowaniu szczegółów śledztwa w dyskrecji także po sfinalizowaniu naszej umowy.
Kobieta odwróciła się, by podążyć w kierunku stojącej pod ścianą komódki. Pochyliwszy się, wyjęła z szuflady niewielkie, drewniane puzderko. Jak wszystko w tym pomieszczeniu, zarówno mebel, jak i pojemnik były kunsztownie rzeźbione.
— Suponuję, że suma czterdziestu dukatów pokryje poniesione przez pana ekspensa. — Zdaniu było bliżej do stwierdzenia, niż pytania, lecz nawykła do targów stolarka zaczekała uprzejmie na jego odpowiedź. — Jestem gotowa wywiązać się z obiecanej wam rekomendacji na ręce Bractwa. Choć obawiam się, że ostatnie... okoliczności mogą wpłynąć na czas realizacji waszych zamierzeń.
Kobieta podeszła bliżej, trzymając jedną dłoń na wierzchu, a drugą na spodzie szkatuły. Stojąc tak, wyprostowana przed wojownikiem, prezentowała się niby boginka nagradzająca swojego czempiona czarodziejskim skarbem.
— Tutejsza akademia magów jest jednym z moich najlepszych klientów. Z pomocą moich kontaktów mogę zaaranżować spotkanie z przedstawicielem uczelni lub uzyskać dla was pozwolenie na wstęp w jej mury. Czy nadal jesteście zainteresowani?
— Wypełniliście swoją część kontraktu. — Trevedic odezwała jako pierwsza, z powrotem poświęcając Lasocie swoją uwagę. — Zanim przejdę do dopełnienia własnych zobowiązań, zechcę przypomnieć panu o zachowaniu szczegółów śledztwa w dyskrecji także po sfinalizowaniu naszej umowy.
Kobieta odwróciła się, by podążyć w kierunku stojącej pod ścianą komódki. Pochyliwszy się, wyjęła z szuflady niewielkie, drewniane puzderko. Jak wszystko w tym pomieszczeniu, zarówno mebel, jak i pojemnik były kunsztownie rzeźbione.
— Suponuję, że suma czterdziestu dukatów pokryje poniesione przez pana ekspensa. — Zdaniu było bliżej do stwierdzenia, niż pytania, lecz nawykła do targów stolarka zaczekała uprzejmie na jego odpowiedź. — Jestem gotowa wywiązać się z obiecanej wam rekomendacji na ręce Bractwa. Choć obawiam się, że ostatnie... okoliczności mogą wpłynąć na czas realizacji waszych zamierzeń.
Kobieta podeszła bliżej, trzymając jedną dłoń na wierzchu, a drugą na spodzie szkatuły. Stojąc tak, wyprostowana przed wojownikiem, prezentowała się niby boginka nagradzająca swojego czempiona czarodziejskim skarbem.
— Tutejsza akademia magów jest jednym z moich najlepszych klientów. Z pomocą moich kontaktów mogę zaaranżować spotkanie z przedstawicielem uczelni lub uzyskać dla was pozwolenie na wstęp w jej mury. Czy nadal jesteście zainteresowani?
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Pomimo zbyt swobodnego tonu, jaki Lasota przyjął w rozmowie ze zleceniodawczynią, potrzebował się wygadać, a teraz, widząc szkatułkę z nagrodą, poczuł także satysfakcję z wykonanej pracy. Poczucie oczyszczenia zawładnęło nim, które nie odnalazł w świątyni, a pod dachem znakomitej rzemieślniczki.
— To hojna nagroda, nie potrzebuję więcej monet. — Oznajmił lekkim głosem, jakoby nie chciał rozwiewać sfery świętości, bezcześcić ją rozmową o pieniądzach. Zanim skromnym gestem wziął pieniądze, lekko się ukłonił, dobierając rycerską pozę.
— Proszę się nie martwić, dochowam poufności.
Zadowolony Wielomir nieznacznie uniósł kąciki ust, bowiem z poprawionym humorem oraz pogodą ducha mógł mierzyć się z kolejnymi wyzwaniami bieżącego dnia. Na wieść o sposobności nawiązania kontaktów, Lasota sugestywnie uniósł brwi.
— Bardzo dziękuję. Chcę skorzystać z tej możliwości, jednak nagłe sprawy nakazują mi opuścić mury Ban Ard. Wrócę tutaj, zapewne za tydzień. Czy wtedy dalej mógłbym liczyć na tę uprzejmość? — zapytał grzecznie, rozpalając płomyk świecy kultury. — Swoją drogą, jeżeli potrzebujecie, o pani, dodatkowej pary rąk do pracy, czy to w ochronie, czy w ciężkiej pracy fizycznej to oferuje swoje usługi. Jednego i drugiego się nie obawiam.
— To hojna nagroda, nie potrzebuję więcej monet. — Oznajmił lekkim głosem, jakoby nie chciał rozwiewać sfery świętości, bezcześcić ją rozmową o pieniądzach. Zanim skromnym gestem wziął pieniądze, lekko się ukłonił, dobierając rycerską pozę.
— Proszę się nie martwić, dochowam poufności.
Zadowolony Wielomir nieznacznie uniósł kąciki ust, bowiem z poprawionym humorem oraz pogodą ducha mógł mierzyć się z kolejnymi wyzwaniami bieżącego dnia. Na wieść o sposobności nawiązania kontaktów, Lasota sugestywnie uniósł brwi.
— Bardzo dziękuję. Chcę skorzystać z tej możliwości, jednak nagłe sprawy nakazują mi opuścić mury Ban Ard. Wrócę tutaj, zapewne za tydzień. Czy wtedy dalej mógłbym liczyć na tę uprzejmość? — zapytał grzecznie, rozpalając płomyk świecy kultury. — Swoją drogą, jeżeli potrzebujecie, o pani, dodatkowej pary rąk do pracy, czy to w ochronie, czy w ciężkiej pracy fizycznej to oferuje swoje usługi. Jednego i drugiego się nie obawiam.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Wojownik odebrał nagrodę z rąk kobiety niby wasal inwestyturę.
— Zatrzymajcie też szkatułę — rzekła. — Na pamiątkę naszej współpracy. Wystrugałam ją sama, ale nie obrażę się, jeżeli ją sprzedacie. Kupiec, który zna się na rzemiośle, odkupi ją za uczciwą cenę.
Na planowanego spotkania z czarodziejami skinęła tylko głową.
— Uruchomienie moich kontaktów zajmie przynajmniej kilka dni. W obecnych warunkach tydzień jest realnym terminem, postaram się go nie złamać.
Na ostatnie pytanie dała sobie chwilę do namysłu, lustrując mężczyznę przelotnym spojrzeniem.
— Propozycji nie odmawiam. Przydałby mi się człowiek o waszych umiejętnościach. Kwestię wynagrodzenia ustalimy po waszym powrocie. Na chwilę obecną jestem zmuszona zakończyć spotkanie, ale pan Kent z pewnością będzie uprzejmy, żeby wprowadzić was w detale.
— Chyba opiździałeś — powiedział uprzejmy Pan Kent, kiedy obaj znaleźli się na zewnątrz i odprowadzał go do bramy. Trzymający się z tyłu Daromir nie usłyszał przekleństwa, zajęty ćwiczeniem nowej sztuczki z monetami demonstrowanej mu przez Orsa. — Co ja ci zrobiłem Kaedweńczyku, że… Nie, kurwa, co TY zrobiłeś Trevedicowej, że chce cię zatrudnić? Wychędożyłeś?
Aedirnski weteran przyspieszył kroku, wzbijając tumany kurzu na piaszczystym dziedzińcu. Minę miał taką, jakby chciał się roześmiać albo komuś przypierdolić. Był piękny słoneczny dzień. Brak chmurki na niebie zwiastował, że stan ten utrzyma się co przynajmniej do wieczora. W świetle pogodnego poranka unosząca się w oddali na horyzoncie łuna nie była tak bardzo widoczna.
— Dla kogoś z twoimi umiejętnościami — zaczął, zwalniając i odwracając się, by móc spojrzeć w twarz swojemu rozmówcy. — W tym mieście forsa leży na ulicy. Trevedic płaci nieźle, ale są tacy, którzy płacą więcej. Dlaczego akurat ona?
— Zatrzymajcie też szkatułę — rzekła. — Na pamiątkę naszej współpracy. Wystrugałam ją sama, ale nie obrażę się, jeżeli ją sprzedacie. Kupiec, który zna się na rzemiośle, odkupi ją za uczciwą cenę.
Na planowanego spotkania z czarodziejami skinęła tylko głową.
— Uruchomienie moich kontaktów zajmie przynajmniej kilka dni. W obecnych warunkach tydzień jest realnym terminem, postaram się go nie złamać.
Na ostatnie pytanie dała sobie chwilę do namysłu, lustrując mężczyznę przelotnym spojrzeniem.
— Propozycji nie odmawiam. Przydałby mi się człowiek o waszych umiejętnościach. Kwestię wynagrodzenia ustalimy po waszym powrocie. Na chwilę obecną jestem zmuszona zakończyć spotkanie, ale pan Kent z pewnością będzie uprzejmy, żeby wprowadzić was w detale.
— Chyba opiździałeś — powiedział uprzejmy Pan Kent, kiedy obaj znaleźli się na zewnątrz i odprowadzał go do bramy. Trzymający się z tyłu Daromir nie usłyszał przekleństwa, zajęty ćwiczeniem nowej sztuczki z monetami demonstrowanej mu przez Orsa. — Co ja ci zrobiłem Kaedweńczyku, że… Nie, kurwa, co TY zrobiłeś Trevedicowej, że chce cię zatrudnić? Wychędożyłeś?
Aedirnski weteran przyspieszył kroku, wzbijając tumany kurzu na piaszczystym dziedzińcu. Minę miał taką, jakby chciał się roześmiać albo komuś przypierdolić. Był piękny słoneczny dzień. Brak chmurki na niebie zwiastował, że stan ten utrzyma się co przynajmniej do wieczora. W świetle pogodnego poranka unosząca się w oddali na horyzoncie łuna nie była tak bardzo widoczna.
— Dla kogoś z twoimi umiejętnościami — zaczął, zwalniając i odwracając się, by móc spojrzeć w twarz swojemu rozmówcy. — W tym mieście forsa leży na ulicy. Trevedic płaci nieźle, ale są tacy, którzy płacą więcej. Dlaczego akurat ona?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: „Meble artystyczne — V. Trevedic”
Trzymając oburącz drewnianą szkatułkę, Lasota Wielomir szedł obok odprowadzającego go weterana.
— To już? — zareagował na zdziwienie towarzysza uśmiechem od ucha do ucha. — Czy to już mówić do ciebie panie kierowniku? A być może później? Panie kierowniku, Kent. Ładnie brzmi — drażnił weterana, bo mając na uwadze wczorajszą gonitwę, żaden z nich nie mógł spodziewać się następnego dnia zawiązania więzi zawodowych. — He, he, he! — zarechotał. — Rozmawiałem z szefową — podkreślił dobitnie nowy tytuł Trevedic — jak dorosły człowiek. Dotarły do niej moje argumenty, przemyślała sprawę, wykonała rachunek zysków do strat... — kończył lanie wody, rozmarzony fantazją wychędożenia szefowej. — No, tak to wyglądało!
Odwrócił się do młodego.
— Trzymaj, to dla ciebie — podał mu szkatułkę. — Sobie przechowasz tutaj swoje rzeczy do żonglowania.
W pewnym momencie drogi powrotnej ochroniarz zwolnił. Lasota również spowolnił marsz, a później odwzajemnił spojrzenie. Zadane pytanie zmusiło tryby umysłowe kaedweńskiego weterana do poruszenia. Podrapał się po łysej głowie, rozejrzał po okolicy, zerknął na bezchmurne niebo.
— Zależy, jak tę forsę zarobię — zaczął niepewnie. — Namachałem już się mieczem. Po załatwieniu sprawy z Joregiem zwolnię tempo, poświęcę uwagę na ważniejsze sprawy. Wiem, że Vanda nie będzie mnie traktować jak pospolitego siepacza. Jasna cholera, Kent, nawet jeśli miałbym rąbać drewno, poić psy czy przerzucać gówno, to wybiorę to, niżeli ryzykanctwo i najemnictwo — odpalił się dryg gawędziarski w Lasocie. — Tak będzie. Wskażesz mi kupę gówna, a ja z uśmiechem na ustach przewalę się przez nią — zażartował. — Swoje wywalczyłem, wystarczy już. Potrzebuję spokojnej przystani, gdzie zajmę się synem. A mu dobrze zrobi pobyt tutaj. Niech się uczy chłopak pożytecznych rzeczy, może coś podpatrzy, bo już podpatrzył, jak jego stary bije ludzie po mordach — zauważył gniewnie. — Mijają czasy, gdzie się mordobiciem zdobywało pogłos, mijają czasy dziczy. Teraz trzeba mieć tutaj — puknął się w skroń. — I tutaj — uniósł ręce. — Awanturnictwo trzeba zostawić wariatom, bo nie warto. Oj, nie warto.
Westchnął już przy bramie, zatrzymując się, aby wysłuchać ochroniarza.
— Czuję, że wszystko się zaczyna układać, Kent — postanowił podsumować swoje wewnętrzne przemyślenia. — Ostatnia akcja z Joregiem i basta z awanturnictwem, żeby powiedzieć dzień dobry uczciwej pracy.
— To już? — zareagował na zdziwienie towarzysza uśmiechem od ucha do ucha. — Czy to już mówić do ciebie panie kierowniku? A być może później? Panie kierowniku, Kent. Ładnie brzmi — drażnił weterana, bo mając na uwadze wczorajszą gonitwę, żaden z nich nie mógł spodziewać się następnego dnia zawiązania więzi zawodowych. — He, he, he! — zarechotał. — Rozmawiałem z szefową — podkreślił dobitnie nowy tytuł Trevedic — jak dorosły człowiek. Dotarły do niej moje argumenty, przemyślała sprawę, wykonała rachunek zysków do strat... — kończył lanie wody, rozmarzony fantazją wychędożenia szefowej. — No, tak to wyglądało!
Odwrócił się do młodego.
— Trzymaj, to dla ciebie — podał mu szkatułkę. — Sobie przechowasz tutaj swoje rzeczy do żonglowania.
W pewnym momencie drogi powrotnej ochroniarz zwolnił. Lasota również spowolnił marsz, a później odwzajemnił spojrzenie. Zadane pytanie zmusiło tryby umysłowe kaedweńskiego weterana do poruszenia. Podrapał się po łysej głowie, rozejrzał po okolicy, zerknął na bezchmurne niebo.
— Zależy, jak tę forsę zarobię — zaczął niepewnie. — Namachałem już się mieczem. Po załatwieniu sprawy z Joregiem zwolnię tempo, poświęcę uwagę na ważniejsze sprawy. Wiem, że Vanda nie będzie mnie traktować jak pospolitego siepacza. Jasna cholera, Kent, nawet jeśli miałbym rąbać drewno, poić psy czy przerzucać gówno, to wybiorę to, niżeli ryzykanctwo i najemnictwo — odpalił się dryg gawędziarski w Lasocie. — Tak będzie. Wskażesz mi kupę gówna, a ja z uśmiechem na ustach przewalę się przez nią — zażartował. — Swoje wywalczyłem, wystarczy już. Potrzebuję spokojnej przystani, gdzie zajmę się synem. A mu dobrze zrobi pobyt tutaj. Niech się uczy chłopak pożytecznych rzeczy, może coś podpatrzy, bo już podpatrzył, jak jego stary bije ludzie po mordach — zauważył gniewnie. — Mijają czasy, gdzie się mordobiciem zdobywało pogłos, mijają czasy dziczy. Teraz trzeba mieć tutaj — puknął się w skroń. — I tutaj — uniósł ręce. — Awanturnictwo trzeba zostawić wariatom, bo nie warto. Oj, nie warto.
Westchnął już przy bramie, zatrzymując się, aby wysłuchać ochroniarza.
— Czuję, że wszystko się zaczyna układać, Kent — postanowił podsumować swoje wewnętrzne przemyślenia. — Ostatnia akcja z Joregiem i basta z awanturnictwem, żeby powiedzieć dzień dobry uczciwej pracy.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław