Centrum obozu
Centrum obozu
Działalność nieludzkiej partyzantki nad Pontarem sięga czasów Drugiej Wojny z Nilfgaardem. Schronienie, jakie daje puszcza w połączeniu z bliskością szlaków handlowych, pozwoliła Wiewiórkom na stworzenie prężnie działającego zaplecza zaopatrzeniowego za liniami wroga, istnego zagłębia przemytników szmuglujących dobra w górę Pontaru i za jego południowy brzeg. Dziś, w czasach okupionego krwią pokoju, okolica jest świadkiem innego ruchu — nie towarów, lecz pozbawionych szans na azyl i wytchnienie weteranów, ściągających w te strony. Obozowisko położone jest w głębi puszczy, poza leśnymi duktami i domysłami dh'oine. Drzewa oraz kilka wyglądających na drzewa posterunków otacza zbiorowisko pozszywanych ze zwierzęcych skór i płótna płacht namiotów. Przestronne szałasy ustawione są nieprzypadkowo, otaczając kręgiem wspólne ogniska, zorganizowane w kształt prowizorycznych palenisk z użyciem dołów i kamieni. W ich sąsiedztwie zawsze suszą się skóry i niesie się zapach pieczystego. Walka o przetrwanie, nawet dla elfów i towarzyszących im ras ma wymiar codzienny i wymaga nieustannego wysiłku — pomiędzy namiotami nie sposób znaleźć bezczynnej pary rąk. Oprawia się zwierzynę, buduje nowe konstrukcje i pułapki, uzupełnia amunicję, przygotowuję strawę zdobytą na polowaniu albo z tutejszych małych zagródek. Praca wypełnia nawet czas wolny jako ozdobne rękodzieło, pozwala się na nią i przyucza do niej nawet dzieci. Wielu uchodźców w te strony, przybyło tu całymi rodzinami jako ofiary pogromów i represji. Ile żywotów, tyle historii, ale wszystkie znajdują wspólny mianownik w postaci ludzkiej nienawiści. Najliczniejsze są elfy, stanowiące trzon i elitę tutejszych komand i myśliwych, drugie w liczebności są krasnoludy, nie gorzej radzące sobie z wojaczką, a przy tym rzemiosłem. Czasem pośród obozowiczów przemknie zwinna i niewysoka sylwetka jakiegoś gnoma lub niziołka. Wszyscy solidarnie dokładają się do obowiązków, każdy znajdzie tu miejsce i zna swoje własne. Bo tak trzeba, a kto jest sam, musi zginąć. Przywódczynią całej gromady jest pewna elfka o przeszłości bojowniczki. Jej podwładni, dawni towarzysze broni, strzegą granic i bezpieczeństwa obozu jako formacja przezwana Thore Saighe — Złamanymi Strzałami. Sami — niezłomni, zebrani z kilku dawnych komand kontynuują swoją walkę o gasnące w codziennym trudzie ideały, które wespół z dumą nie pozwalają na złożenie broni. Większość gotowa była za nie umrzeć, żyć jest trudniej. Nadzieję się żywi, lecz ona sama nie odwzajemnia przysługi. Tu w środku lasu nie człowiek jest największym wrogiem, lecz kurczące się zapasy oraz niebezpieczeństwa puszczy.
Ilość słów: 0
Re: Centralna część obozu
To był ciężki dzień.
Sen porwał ją jak Dziki Gon. Jak Dziki Gon zesłał dziwne majaki o niepokojącej treści, które wystudziły się w jej pamięci krótko po przebudzeniu.
Jechała leśnym wąwozem. Popołudniowe słońce cedziło się świetlistymi plamami przez porastające zbocza omszałe brzozy. Ktoś woła ją imieniem — innym niż jej własne. Krzyczy cienko i przeszywająco. Krzyk i wszystkie pozostałe oddalają się, wóz podskakuje na kamieniach pokrytych zeskorupiałym rzecznym osadem. Jej twarz jest całkiem zimna, a powietrze ciężkie i gęste od komarów. Ich natrętne bzyczenie wypełnia jej myśli, gdy w pierwszym odruchu broni się przed jawą.
Chłód poranka pootrząsa nią mimo otulającego posłania futer. Nie znajduje w nim Elagera, ani ciepłego śladu po nim, wewnątrz namiotu nie ma jego ubrania. W rogu, przy jej własnym, spoczywa tylko jego podróżna sakwa, służąca mu na prowiant i drobiazgi. Na zewnątrz szarzył się świt. Przez grubą skórzaną płachtę szałasu słyszała czyjąś krzątaninę i pierwszy śpiew ptaków.
Sen porwał ją jak Dziki Gon. Jak Dziki Gon zesłał dziwne majaki o niepokojącej treści, które wystudziły się w jej pamięci krótko po przebudzeniu.
Jechała leśnym wąwozem. Popołudniowe słońce cedziło się świetlistymi plamami przez porastające zbocza omszałe brzozy. Ktoś woła ją imieniem — innym niż jej własne. Krzyczy cienko i przeszywająco. Krzyk i wszystkie pozostałe oddalają się, wóz podskakuje na kamieniach pokrytych zeskorupiałym rzecznym osadem. Jej twarz jest całkiem zimna, a powietrze ciężkie i gęste od komarów. Ich natrętne bzyczenie wypełnia jej myśli, gdy w pierwszym odruchu broni się przed jawą.
Chłód poranka pootrząsa nią mimo otulającego posłania futer. Nie znajduje w nim Elagera, ani ciepłego śladu po nim, wewnątrz namiotu nie ma jego ubrania. W rogu, przy jej własnym, spoczywa tylko jego podróżna sakwa, służąca mu na prowiant i drobiazgi. Na zewnątrz szarzył się świt. Przez grubą skórzaną płachtę szałasu słyszała czyjąś krzątaninę i pierwszy śpiew ptaków.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Skoro się obudziła to rozejrzała się po namiocie. Czując w kościach trudy dnia poprzedniego, a na skórze chłodek początku dnia, zaprzęgła swe siły by podnieść się spod futra. Nogi i lędźwie pierwsze zaprotestowały, przysparzając elfkę o obszerniejszy, głośny wydech. Miała nadzieje, że się to rozejdzie, jak zwykle z czasem. Poranki bywały uciążliwe, ale jakoś to szło. Widząc nieobecność Elagera, bez mitrężenia przyodziała swój znoszony ubiór, nim to zimnica miała doprowadzić ją do drżenia. Raz dwa. Założyła buty i napierśnik. Upewniła się o nożu przy pasie, pomyślała o łuku i strzałach, gdzie wczoraj to zostawiła.
Wnet wyszła z namiotu zaczerpnąć powietrza i rozejrzeć się. Spojrzeć po okolicy oraz w niebo, zobaczyć co niesie. Spodziewała się, że Elager zwyczajnie wstał przed nią i jest gdzieś blisko.
W myślach zaś nuciła coś w bliżej nieokreślony rytm, treść co jej sama przyszła na język. Jakoby dla zachęty by nie zwlekać i z dobrym duchem wejść w kolejny dzień.
Bez popasu i bez przerwy
Ciągły głód ten szarpie nerwy
Żresz te larwy, resztki, wióry
Zęby trzeszczą gryząc piach
A więc w las, choć świat ponury
Zwierza szukaj, lecz nie w snach.
Wnet wyszła z namiotu zaczerpnąć powietrza i rozejrzeć się. Spojrzeć po okolicy oraz w niebo, zobaczyć co niesie. Spodziewała się, że Elager zwyczajnie wstał przed nią i jest gdzieś blisko.
W myślach zaś nuciła coś w bliżej nieokreślony rytm, treść co jej sama przyszła na język. Jakoby dla zachęty by nie zwlekać i z dobrym duchem wejść w kolejny dzień.
Bez popasu i bez przerwy
Ciągły głód ten szarpie nerwy
Żresz te larwy, resztki, wióry
Zęby trzeszczą gryząc piach
A więc w las, choć świat ponury
Zwierza szukaj, lecz nie w snach.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
Zrzucone futro zdradziło ją, wystawiając na przeszywający sztych zimna. Nie cierpiała długo, chroniąc się przed nim ruchem i szybkim wciągnięciem na siebie ubrania. Jej własne ostrze zawisło przy pasie, kołczan znalazła przy wyjściu z namiotu, łuk czekał na zewnątrz.
Niebo między konarami syciło się powstającym porankiem.
— Obudziła się w tobie poetka, sor'ca? — przywitał ją Vilumas, śniadający nad popiołami wczorajszego ogniska. Posilając się uwędzonym jelonkiem i resztkami prowiantu, zrobił jej miejsce na pieńku, gotów podzielić.
— Miło, że obudziła — Zulhan nadchodził od wschodu, dźwigając zaczerpniętej w strumieniu wody. — Usnęła snem kamienia.
Nieopodal, Atrei przyglądał się rozciągniętej na prowizorycznej ramie skórze, która poddana garbarskim procesom nabierała pożądanej faktury. Reszta obozu zdążyła już wstać, widziała krzątaninę między namiotami, Seidhe z łukami, także w pełnym rynsztunku, zmierzających w kierunku lasu. Kukułki w gałęziach wygrywały ostatnie tony porannej pobudki, mieszając z pojedynczymi wołaniami obozowiczów.
— Myślałaś co ze skórą? — odezwał się Atrei, adresując pytanie do Aid, lecz nie odwracając od rozciągniętego futra.
Niebo między konarami syciło się powstającym porankiem.
— Obudziła się w tobie poetka, sor'ca? — przywitał ją Vilumas, śniadający nad popiołami wczorajszego ogniska. Posilając się uwędzonym jelonkiem i resztkami prowiantu, zrobił jej miejsce na pieńku, gotów podzielić.
— Miło, że obudziła — Zulhan nadchodził od wschodu, dźwigając zaczerpniętej w strumieniu wody. — Usnęła snem kamienia.
Nieopodal, Atrei przyglądał się rozciągniętej na prowizorycznej ramie skórze, która poddana garbarskim procesom nabierała pożądanej faktury. Reszta obozu zdążyła już wstać, widziała krzątaninę między namiotami, Seidhe z łukami, także w pełnym rynsztunku, zmierzających w kierunku lasu. Kukułki w gałęziach wygrywały ostatnie tony porannej pobudki, mieszając z pojedynczymi wołaniami obozowiczów.
— Myślałaś co ze skórą? — odezwał się Atrei, adresując pytanie do Aid, lecz nie odwracając od rozciągniętego futra.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
— Ździebko — odpowiedziała Vilumasowi i przysiadła się, aby to posilić się zarówno jadłem wczorajszym jak i żarem dogorywającego ogniska, na dokładkę Zulhan właśnie przyniósł wodę — Padłam jak martwa. Po takim śnie to Seidhe z rana czuje, że żyje. I na szczęście mamy jeszcze mięso z wczoraj. Dzień z wiatrem w nogach i słońcem na plecach. — rozpromieniła się do obydwu. Chciała coś zaśpiewać, rzeczywiście. Kukułki kukały, ktoś by powiedział głupawo, ale elfce humor poprawiały. Posmak wczorajszego wieczoru niósł ze sobą głównie nostalgię, zmęczenie, tęsknoty, smutek. Tymczasem poranek, pomimo poczucia oddalającej się z wolna fatygi, zapowiadał się iście śpiewająco. No i wstała niemalże na gotowe. Było już czym się napoić, a do jedzenia nie było wspomnianych w rymowance piasku, larw, czy starych resztek, a świeże, ledwo wczorajsze mięso.
— Najchętniej jaki przyodziewek z tego uczynić. Widziałabym z tego tunikę dla mężczyzny, zawiązywaną na rzemyki, albo spodnie. Pokaźny kawałek materiału, można coś zrobić na prawdę ładnego. Szkoda by go przeznaczyć na łaty do ubrań, czy na same rzemienia. Nie wiem jednak czy aby warunki mamy ku temu i przede wszystkim czasu na przedsięwzięcie. Prędzej, że na wartościowy barter będzie jak znalazł.
—Coś Humlio zapowiadał? Jaki kierunek na dziś?— Aideen zapytała się zaraz potem, kierując wzrok ku wyruszającym z obozu.
— Najchętniej jaki przyodziewek z tego uczynić. Widziałabym z tego tunikę dla mężczyzny, zawiązywaną na rzemyki, albo spodnie. Pokaźny kawałek materiału, można coś zrobić na prawdę ładnego. Szkoda by go przeznaczyć na łaty do ubrań, czy na same rzemienia. Nie wiem jednak czy aby warunki mamy ku temu i przede wszystkim czasu na przedsięwzięcie. Prędzej, że na wartościowy barter będzie jak znalazł.
—Coś Humlio zapowiadał? Jaki kierunek na dziś?— Aideen zapytała się zaraz potem, kierując wzrok ku wyruszającym z obozu.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
— Dobry pomysł — poparł jej propozycję Vilumas, przełykając i ocierając usta wierzchem okaleczonej dłoni. — Zrobiłem wczoraj pomiary, jeżeli nie zmarnuje się zbyt dużo, materiału starczy na krótką tunikę. Jeśli mają być nogawki, zostanie jeszcze na miękkie buty i rękawice. Uważasz, Zulhan?
— Albo na kamizelę. Taką na dziecko albo kobietę. — Zapytany o zdanie elf położył bukłaki, zasiadł naprzeciw nich. Kolejne pytanie, to o Humlia, skwitował poruszeniem ramion. — Powie, jak przyjdzie. Przyjdzie niedługo, był ze mną nad strumieniem poić konie.
— Jeśli na dziecko albo kobietę, może Ged zdecyduje się wziąć? — Vilumas zastanowił się na głos, oceniając spojrzeniem prezentującą się na widoku skórę. — Sam przyznał wczoraj, że to jakościowa skóra. Wytrzymała i wygodna, trzyma się jej ciepło.
— Właśnie tu idzie — obwieścił im Atrei, który jako pierwszy ujrzał ich gospodarza wyłaniającego się zza płachty swojego szałasu, zmierzającego w ich kierunku, przywołany niby przysłowiowy wilk.
Goszczący ich przy swym ognisku elf zbliżał się do nich bez słowa ani pozdrowienia. Płonący w jego oczach niepokój odróżniający się na tle poważnej, niewzruszonej twarzy dostrzegli nawet z daleka. Atrei zastygł w bezruchu oczekiwania, Zulhan i Vilumas zamilkli, przestając jeść.
— Czy któreś z was — rzekł im spokojnie na powitanie, spoglądając po zgromadzonych między namiotami. — Zna się na uzdrawianiu?
— Flohria — odpowiedział pierwszy Zulhan, kosząc w kierunku ściany drzew szumiącej wokół nich. — Jest na grzybach z Ligiem, jeszcze nie wrócili.
Atrei obejrzał się na Aideen, wzrokiem przyciągnął jej spojrzenie, swym własnym zadając jej nieme pytanie.
— Albo na kamizelę. Taką na dziecko albo kobietę. — Zapytany o zdanie elf położył bukłaki, zasiadł naprzeciw nich. Kolejne pytanie, to o Humlia, skwitował poruszeniem ramion. — Powie, jak przyjdzie. Przyjdzie niedługo, był ze mną nad strumieniem poić konie.
— Jeśli na dziecko albo kobietę, może Ged zdecyduje się wziąć? — Vilumas zastanowił się na głos, oceniając spojrzeniem prezentującą się na widoku skórę. — Sam przyznał wczoraj, że to jakościowa skóra. Wytrzymała i wygodna, trzyma się jej ciepło.
— Właśnie tu idzie — obwieścił im Atrei, który jako pierwszy ujrzał ich gospodarza wyłaniającego się zza płachty swojego szałasu, zmierzającego w ich kierunku, przywołany niby przysłowiowy wilk.
Goszczący ich przy swym ognisku elf zbliżał się do nich bez słowa ani pozdrowienia. Płonący w jego oczach niepokój odróżniający się na tle poważnej, niewzruszonej twarzy dostrzegli nawet z daleka. Atrei zastygł w bezruchu oczekiwania, Zulhan i Vilumas zamilkli, przestając jeść.
— Czy któreś z was — rzekł im spokojnie na powitanie, spoglądając po zgromadzonych między namiotami. — Zna się na uzdrawianiu?
— Flohria — odpowiedział pierwszy Zulhan, kosząc w kierunku ściany drzew szumiącej wokół nich. — Jest na grzybach z Ligiem, jeszcze nie wrócili.
Atrei obejrzał się na Aideen, wzrokiem przyciągnął jej spojrzenie, swym własnym zadając jej nieme pytanie.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Nim to spojrzała na grupkę opuszczającą obóz, elfka kroiła wzrokiem rozwieszoną skórę, przeobrażając w wyobraźni jej fragmenty w różne przedmioty. Buty, rękawice, pasy, tuniki, kamizelki, kurty, kabaty. Podbite futrem, albo ozdobione. Dla kobiety czy mężczyzny, a może i właśnie dla dziecka ciepłe owinięcie miast stroju. Na pomysły kompanów kiwała nieznacznie głową, zgadzając się ze wspomnianymi opcjami.
Wnet wspomnieli gospodarza i okoliczności jakiejś sprzyjającej wymiany, tedy to on sam wyszedł z szałasu. Nieoczekiwany nastrój elfa uderzył mu z oczu. Aż Aideen poczuła nieprzyjemny dreszcz, gdy odwróciła się ku niemu. Gdy zapytał o uzdrowiciela, elfka drgnęła nerwowo, natychmiast zarażając się niepokojem i rzucając w odmęty swój śpiewny poranny humor.
Atrei wnet zadał jej nieme, acz istotne pytanie. Miała przeczucie, była wręcz pewna, że chodziło tu o dziecię i to wystarczało jej by udzielić odpowiedzi. Małemu mogło zabraknąć czasu na nadejście Flohrii, należało działać.
Stanowczo wstała z pieńka. Spojrzała raz jeszcze twierdząco ku Atreiowi i poczyniła pierwszy krok w stronę szałasu Geda.
— Prowadź — rzekła pewnie, oznajmiając niewypowiedzianym kłamstwem, że ma szerokie pojęcie o lecznictwie. O tyle o konwencjonalnym i tradycyjnym uzdrawianiu się nie znała, ale miała inny dar, który dzięki nauce starszej Zahn'ihy mogła spożytkować na te właśnie cele. Korzystanie z mocy było jednak wyczerpujące i trudne oraz mogło zwrócić na nich niepożądaną uwagę. Tyle że tym razem ważyło się życie dziecka. Nie miała najmniejszych wątpliwości jak należało postąpić, choćby miała tego żałować. Miała tylko nadzieję, że to nic poważnego, a jeśli, to że nie zawiedzie. Tego ostatniego nie mogłaby znieść.
Wnet wspomnieli gospodarza i okoliczności jakiejś sprzyjającej wymiany, tedy to on sam wyszedł z szałasu. Nieoczekiwany nastrój elfa uderzył mu z oczu. Aż Aideen poczuła nieprzyjemny dreszcz, gdy odwróciła się ku niemu. Gdy zapytał o uzdrowiciela, elfka drgnęła nerwowo, natychmiast zarażając się niepokojem i rzucając w odmęty swój śpiewny poranny humor.
Atrei wnet zadał jej nieme, acz istotne pytanie. Miała przeczucie, była wręcz pewna, że chodziło tu o dziecię i to wystarczało jej by udzielić odpowiedzi. Małemu mogło zabraknąć czasu na nadejście Flohrii, należało działać.
Stanowczo wstała z pieńka. Spojrzała raz jeszcze twierdząco ku Atreiowi i poczyniła pierwszy krok w stronę szałasu Geda.
— Prowadź — rzekła pewnie, oznajmiając niewypowiedzianym kłamstwem, że ma szerokie pojęcie o lecznictwie. O tyle o konwencjonalnym i tradycyjnym uzdrawianiu się nie znała, ale miała inny dar, który dzięki nauce starszej Zahn'ihy mogła spożytkować na te właśnie cele. Korzystanie z mocy było jednak wyczerpujące i trudne oraz mogło zwrócić na nich niepożądaną uwagę. Tyle że tym razem ważyło się życie dziecka. Nie miała najmniejszych wątpliwości jak należało postąpić, choćby miała tego żałować. Miała tylko nadzieję, że to nic poważnego, a jeśli, to że nie zawiedzie. Tego ostatniego nie mogłaby znieść.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
Ged nie mitrężył. Spełnił polecenie elfki, prowadząc ją w kierunku swojego zakątka.
— To zapewne nic poważnego — oznajmił tonem zupełnie zaprzeczającym jego niedawnemu zachowaniu. — Chciałbym, aby ktoś je obejrzał. I został z Esin, gdybym musiał sprowadzić którąś z uzdrowicielek.
Zaszli pod namiot gospodarza, wymijając stertę okorowanych pniaków i opałowego drewna ułożonych na zewnątrz. Ged uchylił płachty, wpuszczając ich dwójkę do przestronnego szałasu ze wspólnym posłaniem, z którego podniosła się na nich para ciemnych oczu, a wraz z nią drobna, rozczochrana figurka, przyciskająca do siebie szczelnie owiniętego oseska. Wnętrze wypełniała woń potu i gorączki.
— Nie spała najlepiej, miała dziwne sny. — Cieśla zaczepił płachtę w górze, pozwalając, by nieco świeżego porannego powietrza również znalazło się w środku. Zaraz też wszedł głębiej, uklęknął przy kobiecie, widocznie zmęczonej ostatnią nocą i niedawnym porodem. Miała problem ze skupieniem wejrzenia, włosy kleiły się jej do skroni. Kołysane przez nią dziecię było przytomne, o zdrowej, choć nieco rozpalonej kompleksji. Co jakiś czas otwierało małe, nienawykłe do światła oczka o barwie identycznej co oczy matki. Robiło to w zupełnym milczeniu, nie wydając z siebie płaczu ani żadnego innego alarmującego dźwięku. — Mały przebudził się niedawno, nie jest głodny.
— To zapewne nic poważnego — oznajmił tonem zupełnie zaprzeczającym jego niedawnemu zachowaniu. — Chciałbym, aby ktoś je obejrzał. I został z Esin, gdybym musiał sprowadzić którąś z uzdrowicielek.
Zaszli pod namiot gospodarza, wymijając stertę okorowanych pniaków i opałowego drewna ułożonych na zewnątrz. Ged uchylił płachty, wpuszczając ich dwójkę do przestronnego szałasu ze wspólnym posłaniem, z którego podniosła się na nich para ciemnych oczu, a wraz z nią drobna, rozczochrana figurka, przyciskająca do siebie szczelnie owiniętego oseska. Wnętrze wypełniała woń potu i gorączki.
— Nie spała najlepiej, miała dziwne sny. — Cieśla zaczepił płachtę w górze, pozwalając, by nieco świeżego porannego powietrza również znalazło się w środku. Zaraz też wszedł głębiej, uklęknął przy kobiecie, widocznie zmęczonej ostatnią nocą i niedawnym porodem. Miała problem ze skupieniem wejrzenia, włosy kleiły się jej do skroni. Kołysane przez nią dziecię było przytomne, o zdrowej, choć nieco rozpalonej kompleksji. Co jakiś czas otwierało małe, nienawykłe do światła oczka o barwie identycznej co oczy matki. Robiło to w zupełnym milczeniu, nie wydając z siebie płaczu ani żadnego innego alarmującego dźwięku. — Mały przebudził się niedawno, nie jest głodny.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Aideen starała się w myślach przygotować na każdy scenariusz. Nie skomentowała zbędnego gładzenia sytuacji i umniejszania problemu, była wystarczająco przejęta wrażeniem, którym się zdążył już podzielić, a jego zaprzeczanie nie było przekonujące. Przypomniała sobie ile zmartwień przyniosły narodziny jej syna i pierwsze dni.
Pierwsze zaś co ją uderzyło, gdy weszła pod płachtę namiotu, to ciężkie od potu powietrze. Zastaną kobietę trawiła gorączka, tego była pewna. Kobieta widać ledwo widziała na oczy, ale nadal sprawnie trzymała skarb życia przy sobie nie dając za wygraną. Dziecię zaś zdawało się zachowywać naturalnie, a jego oblicze prosiło przywołać uśmiech na twarz. Nie tym razem jednak. Aideen nie zastanawiała się szczególnie tylko działała na miarę swoich możliwości. Przyłożyła delikatnie dłoń do główki malca, chcąc się upewnić na ile potrafiła, czy aby na pewno i jemu ciepło nie odbiegało znacznie od normy.
— Esin jest chora, potrzebuje pomocy. Powiedz Zulhanowi by pośpieszył po Flohrię — przejęta stanem matki nakazała Gedowi. Sama zaś usiadła na kolanach, przy rozpalonej kobiecie, wpatrując się w nią intensywnie jakby była w stanie zmierzyć jej stan spojrzeniem.
— Jak Zulhan, czy Vilumas już pójdzie, wróć. Zostaniesz tu ze mną, potrzymasz dziecko, a mnie może uda się nieco jej ulżyć— rzekła rzucając mężczyźnie tylko jedno spojrzenie. Zaraz i jawnie chorej przyłożyła dłoń do czoła, chcąc ocenić jak bardzo jest źle.
Ona zaś sama musiała się uspokoić i skoncentrować. Wzięła głębszy oddech, jakby przed próbą skoku z wątpliwie bezpiecznej wysokości. Szczęściem jej pierwsze obawy z dzieckiem się rozwiały.
Pierwsze zaś co ją uderzyło, gdy weszła pod płachtę namiotu, to ciężkie od potu powietrze. Zastaną kobietę trawiła gorączka, tego była pewna. Kobieta widać ledwo widziała na oczy, ale nadal sprawnie trzymała skarb życia przy sobie nie dając za wygraną. Dziecię zaś zdawało się zachowywać naturalnie, a jego oblicze prosiło przywołać uśmiech na twarz. Nie tym razem jednak. Aideen nie zastanawiała się szczególnie tylko działała na miarę swoich możliwości. Przyłożyła delikatnie dłoń do główki malca, chcąc się upewnić na ile potrafiła, czy aby na pewno i jemu ciepło nie odbiegało znacznie od normy.
— Esin jest chora, potrzebuje pomocy. Powiedz Zulhanowi by pośpieszył po Flohrię — przejęta stanem matki nakazała Gedowi. Sama zaś usiadła na kolanach, przy rozpalonej kobiecie, wpatrując się w nią intensywnie jakby była w stanie zmierzyć jej stan spojrzeniem.
— Jak Zulhan, czy Vilumas już pójdzie, wróć. Zostaniesz tu ze mną, potrzymasz dziecko, a mnie może uda się nieco jej ulżyć— rzekła rzucając mężczyźnie tylko jedno spojrzenie. Zaraz i jawnie chorej przyłożyła dłoń do czoła, chcąc ocenić jak bardzo jest źle.
Ona zaś sama musiała się uspokoić i skoncentrować. Wzięła głębszy oddech, jakby przed próbą skoku z wątpliwie bezpiecznej wysokości. Szczęściem jej pierwsze obawy z dzieckiem się rozwiały.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
Dziecko miało wyższą temperaturę.
Nie potrafiła powiedzieć czy z gorączki, czy z powodu owinięcia go w chustki i zajęcze skóry albo zwyczajnie dlatego, że przewiana chłodem poranka Aideen chłonęła każde ciepło.
Ged zawahał się, ale tylko przez moment. Nim skończyła mówić, był już na zewnątrz namiotu, zmierzając w stronę niedawno opuszczonego przez nich ogniska.
— Jestem tylko trochę zmęczona — zaprotestowała Esin, kręcąc głową i kołysząc niemowlę mechanicznym ruchem. Kontaktowała, choć głos miała słaby, a czoło wyraźnie rozpalone. Wyraźniej od maleństwa — Mały nie chce jeść, nie płacze. Budził się raz… W środku nocy.
Gospodarz uchylił płachty, ponownie znalazł w środku swego namiotu.
— Poszli szukać. Obydwaj. — Młody ojciec możliwie powściągając przejęcie nową rolą i całą sytuacją, przyklęknął przy swojej kobiecie, podnosząc wzrok na zaproszoną do środka przybyszkę.
— Co im jest? — zapytał, ostrożnie odbierając malca od elfki, łagodnie przezwyciężając jej ospałe protesty i zachęcając, by położyła się na skopanym posłaniu.
Nie potrafiła powiedzieć czy z gorączki, czy z powodu owinięcia go w chustki i zajęcze skóry albo zwyczajnie dlatego, że przewiana chłodem poranka Aideen chłonęła każde ciepło.
Ged zawahał się, ale tylko przez moment. Nim skończyła mówić, był już na zewnątrz namiotu, zmierzając w stronę niedawno opuszczonego przez nich ogniska.
— Jestem tylko trochę zmęczona — zaprotestowała Esin, kręcąc głową i kołysząc niemowlę mechanicznym ruchem. Kontaktowała, choć głos miała słaby, a czoło wyraźnie rozpalone. Wyraźniej od maleństwa — Mały nie chce jeść, nie płacze. Budził się raz… W środku nocy.
Gospodarz uchylił płachty, ponownie znalazł w środku swego namiotu.
— Poszli szukać. Obydwaj. — Młody ojciec możliwie powściągając przejęcie nową rolą i całą sytuacją, przyklęknął przy swojej kobiecie, podnosząc wzrok na zaproszoną do środka przybyszkę.
— Co im jest? — zapytał, ostrożnie odbierając malca od elfki, łagodnie przezwyciężając jej ospałe protesty i zachęcając, by położyła się na skopanym posłaniu.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Przeczucie? Czy tylko strach i niepokój? Chęć pomocy w trudnej sytuacji? Skąd miała wiedzieć co mocniej ją chwyciło za serce, gdy się dowiedziała od Geda o problemie. Wszakże impuls ten postawił na nogi i kazał działać, nie stać bezczynnie. Siedziała teraz w namiocie, starając się wstępnie o napływ siły sprawczej i pod mimowolnym wpływem przepływających myśli nie była już taka pewna swojego osądu. Zwątpienie, niby rdza, wżerało się niepostrzeżenie, aż w końcu nie potrafiła ocenić kto potrzebuje bardziej pomocy. Co z tego, że uratuje dziecko, jeśli matka umrze. Wtedy ono również najpewniej nie przeżyje. A co jeśli matka dałaby radę wytrzymać jeszcze choćby dwa dni, a malec nie da sobie rady. W końcu narodziło się dopiero wczoraj i jeszcze nie chciało jeść. Jej pierwszy dzień po porodzie przebiegał zupełnie inaczej, nie widziała podobieństwa.
Jeśli jednak coś byłoby nie tak, dziecię z pewnością by płakało. Tak myślała. W końcu wewnętrzną rozterkę przerwał głos Geda, chcący się dowiedzieć co się dzieje.
— Choroba — Aideen zgadywała, robiąc poważną minę.
— Ged potrzymaj dziecko na ten czas. Potrzebuję też ciszy — zarządziła, poprawiając swój siad i wyprostowaną postawę po raz ostatni.
Odrzuciła wszelką wciskającą się myśl i skupiła wyobraźnię pierw na ruchomym jeziorze, które pływało w chmurach, goniąc słońce za ostatnim blaskiem w niekończącym się pędzie. Podążając za upragnionym światłem wyciszała się coraz głębiej, powtarzając w myślach coraz wolniej słowo mantry - "Środek". Z jasną intencją uzdrowienia kobiety, choć oddalaną na coraz dalszy margines, tworząc obszerniejsze miejsce dla spodziewanego przybysza. W końcu miała poczuć to, jak do niej przychodzi sama moc.
Tymczasem siedziała nieruchomo patrząc się nieobecnym wzrokiem na kobietę.
Jeśli jednak coś byłoby nie tak, dziecię z pewnością by płakało. Tak myślała. W końcu wewnętrzną rozterkę przerwał głos Geda, chcący się dowiedzieć co się dzieje.
— Choroba — Aideen zgadywała, robiąc poważną minę.
— Ged potrzymaj dziecko na ten czas. Potrzebuję też ciszy — zarządziła, poprawiając swój siad i wyprostowaną postawę po raz ostatni.
Odrzuciła wszelką wciskającą się myśl i skupiła wyobraźnię pierw na ruchomym jeziorze, które pływało w chmurach, goniąc słońce za ostatnim blaskiem w niekończącym się pędzie. Podążając za upragnionym światłem wyciszała się coraz głębiej, powtarzając w myślach coraz wolniej słowo mantry - "Środek". Z jasną intencją uzdrowienia kobiety, choć oddalaną na coraz dalszy margines, tworząc obszerniejsze miejsce dla spodziewanego przybysza. W końcu miała poczuć to, jak do niej przychodzi sama moc.
Tymczasem siedziała nieruchomo patrząc się nieobecnym wzrokiem na kobietę.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
Przez twarz Geda, nie mniej poważną od jej własnej przebiegła wątpliwość. Lecz na przekór zdawkowej odpowiedzi zaproszonej pod namiot przybyszki, nie zakiełkowała nieufnością. Elf wziął dziecko od swojej partnerki, dał Aideen ciszę, o którą prosiła. Słyszała w niej zabarwiony niecierpliwością głos Flohrii zbliżającej się do namiotu.
— … nie wątpię, że poważnie, Vil. To młody ojciec, każda kolka będzie dla niego sprawą życia i śmierci.
Aid skupiła wolę i głos przyjaciółki zaczął się oddalać, a wraz z nim wszystkie pozostałe dźwięki i dystrakcje. Zstępując do głębi, sięgnęła kobiety, zdecydowana wyciągnąć z niej całą gorączkę i chorobę.
A wtedy przyszła Moc.
Na krótką chwilę zatętniło jej w uszach, w oczach pociemniało, a ziemia odetchnęła pod ich stopami i kolanami jak żywy organizm. Poczuła przez nią podnoszącego się odruchowo Geda, nieprzygotowanego na podobny obrót spraw. Esin westchnęła cicho, jakby z ulgą. Niezdrowo gorąca, pulsująca ciężkość zlokalizowana w jej podbrzuszu puściła jak rozsupłany węzeł, stopniowo opuszczała namiot niby rozwiany świeżym powietrzem miazmat. Elfka opadła z wolna na posłanie, przymykając oczy. Aideen w pierwszej chwili miała ochotę postąpić podobnie. Podtrzymanie skupienia i związany z tym wysiłek, nieomal otarł się o fizyczny.
Pokonując zasłonę namiotu, Flohria stanęła w progu szałasu, nie tykając zasłony milczenia. Uważnie spojrzała po wnętrzu, domyślając się lub wyczuwając, co właśnie zaszło w środku.
— Dzięki — odezwał się jako pierwszy Ged, powstając z wolna ze skór. Zwracał się do Aideen, jak przystało na Seidhe panując nad twarzą i objawiając swą wdzięczność bez używania wielkich słów, za to ważąc każde z nich. — Nie zapomnę ci tego.
— … nie wątpię, że poważnie, Vil. To młody ojciec, każda kolka będzie dla niego sprawą życia i śmierci.
Aid skupiła wolę i głos przyjaciółki zaczął się oddalać, a wraz z nim wszystkie pozostałe dźwięki i dystrakcje. Zstępując do głębi, sięgnęła kobiety, zdecydowana wyciągnąć z niej całą gorączkę i chorobę.
A wtedy przyszła Moc.
Na krótką chwilę zatętniło jej w uszach, w oczach pociemniało, a ziemia odetchnęła pod ich stopami i kolanami jak żywy organizm. Poczuła przez nią podnoszącego się odruchowo Geda, nieprzygotowanego na podobny obrót spraw. Esin westchnęła cicho, jakby z ulgą. Niezdrowo gorąca, pulsująca ciężkość zlokalizowana w jej podbrzuszu puściła jak rozsupłany węzeł, stopniowo opuszczała namiot niby rozwiany świeżym powietrzem miazmat. Elfka opadła z wolna na posłanie, przymykając oczy. Aideen w pierwszej chwili miała ochotę postąpić podobnie. Podtrzymanie skupienia i związany z tym wysiłek, nieomal otarł się o fizyczny.
Pokonując zasłonę namiotu, Flohria stanęła w progu szałasu, nie tykając zasłony milczenia. Uważnie spojrzała po wnętrzu, domyślając się lub wyczuwając, co właśnie zaszło w środku.
— Dzięki — odezwał się jako pierwszy Ged, powstając z wolna ze skór. Zwracał się do Aideen, jak przystało na Seidhe panując nad twarzą i objawiając swą wdzięczność bez używania wielkich słów, za to ważąc każde z nich. — Nie zapomnę ci tego.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Zwracanie się ku Mocy zawsze było przeżyciem wyjętym z porządku dnia przeciętnego, wyjątkowym, budzącym różne emocje. Surrealistycznym niby sen, a jednak zupełnie prawdziwym i mającym bezpośredni wpływ. Możliwości związane z tą siłą naturalnie budziły ciekawość, chęć poznania jej dogłębnie i inspirowały do poczynienia w tym kierunku działań. Udany akt bez szczególnych komplikacji przyniósł zaś przyjemną satysfakcję i poczucie wprawy. Jednakże elfka poczuła przede wszystkim ulgę, że zrobiła co mogła dla młodych rodziców i ich narodzonego dziecka... oraz zmęczenie i opór, inny od fizycznego.
Utrzymała wyprostowaną postawę, mierząc się z zadanym sobie wysiłkiem. Przyjęła podziękowania skinieniem głowy.
— Mam nadzieję, że mogę liczyć na milczenie z waszej strony — skosiła wzrokiem na cichą Flohrię, po czym znów adresowała się do Geda — nieodpowiednia atencja może nam zaszkodzić — po czym zebrała się by wstać i ustawić z boku robiąc miejsce. Porozumiewawczo spojrzała na Opiekunkę, aby ta upewniła się czy wszystko w porządku, po czym opuściła wzrok przepraszając, że nie poczekała na jej przybycie i z pewnością trafniejszy osąd. Wiedziała, że zareagowała impulsywnie, ale za bardzo jej zależało na ich zdrowiu. Dlaczego? Mieli dziecko, chciała by im się żyło, żeby byli szczęśliwi i tyle.
Utrzymała wyprostowaną postawę, mierząc się z zadanym sobie wysiłkiem. Przyjęła podziękowania skinieniem głowy.
— Mam nadzieję, że mogę liczyć na milczenie z waszej strony — skosiła wzrokiem na cichą Flohrię, po czym znów adresowała się do Geda — nieodpowiednia atencja może nam zaszkodzić — po czym zebrała się by wstać i ustawić z boku robiąc miejsce. Porozumiewawczo spojrzała na Opiekunkę, aby ta upewniła się czy wszystko w porządku, po czym opuściła wzrok przepraszając, że nie poczekała na jej przybycie i z pewnością trafniejszy osąd. Wiedziała, że zareagowała impulsywnie, ale za bardzo jej zależało na ich zdrowiu. Dlaczego? Mieli dziecko, chciała by im się żyło, żeby byli szczęśliwi i tyle.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
— Oczywiście — zgodził się natychmiast Ged, nie dając poznać po sobie zaskoczenia wywołanego prośbą o dyskrecję. Niezależnie od odczucia, zamierzał uszanować prośbę elfki, która bez wahania przyszła mu z pomocą. — Co z dzieckiem?
Flohria nie miała jej za złe pośpiechu. Nim opuściła wzrok, Aideen dostrzegła w oczach Opiekunki wyłącznie aprobatę podkreśloną nieznacznym, choć zachęcającym skinieniem.
— Pozwól mi je obejrzeć. — Druga kobieta również nie traciła czasu. Weszła do namiotu, znalazła przy ojcu i dziecku. — Co mu jest?
Ged podał jej niemowlę, ponownie wyjaśnił w czym rzecz, niepomny jej niedawnej szorstkiej uwagi, którą wypowiedziała jeszcze przed namiotem, nieświadoma, że dociera do większej liczby uszu. Uzdrowicielka, podobnie jak przedtem Aid, dotknęła czoła, sprawdzając temperaturę. Zakołysała oseskiem, układając go w ramionach, zbliżyła do światła. W skupieniu przyglądała się maleńkiej twarzyczce, delikatnie uścisnęła małą dłoń, zagwizdała krótko i niezbyt głośno, by spróbować zwrócić na siebie uwagę niemowlaka.
— Żadnych wymiotów? Niestrawności? Nietypowego płaczu? — zapytała półgłosem, z uchem nad buzią malca.
— Nie, żadnych. Przebudził się tylko.
Ruchem wolnej ręki wskazała na wolny róg namiotu, dając znać pozostałym, aby się przesunęli i zrobili miejsce. Przyklękając, odwinęła dziecko z kocyka i pieluszek, położyła na miękkim futrze pozszywanym z królików podanym przez Geda. Rozebrane badała w skupieniu, szukając śladów na drobnym, różowym ciele. W końcu zawinęła je z powrotem, podniosła i oddała ojcu.
— Nie owijaj go i połóż przy matce. To nic poważnego.
— Co takiego?
Elfka pokręciła głową.
— Fizycznie nic mu nie dolega. Jest odrobinę zmęczone, nieco rozkojarzone. Zdarza się u dzieci, które wyprzedziły pisany im miesiąc.
— To zdrowy chłopiec, Ged — dodała nieco łagodniej, widząc resztki napięcia, które nadal trzymały się twarzy ich gospodarza. — Nic mu nie będzie. Dbaj, żeby miał dużo snu i kontaktu z matką. Zostało mi jeszcze trochę smarowidła, przygotuję ci nieco maści rozgrzewającej i na odparzenia. Aideen? Pomożesz mi? — Flohria zwróciła się do niej, wracając dziecko ojcu, skromnie zbywając przy tym jego podziękowania dla ich obu, powoli kierując się na zewnątrz.
Flohria nie miała jej za złe pośpiechu. Nim opuściła wzrok, Aideen dostrzegła w oczach Opiekunki wyłącznie aprobatę podkreśloną nieznacznym, choć zachęcającym skinieniem.
— Pozwól mi je obejrzeć. — Druga kobieta również nie traciła czasu. Weszła do namiotu, znalazła przy ojcu i dziecku. — Co mu jest?
Ged podał jej niemowlę, ponownie wyjaśnił w czym rzecz, niepomny jej niedawnej szorstkiej uwagi, którą wypowiedziała jeszcze przed namiotem, nieświadoma, że dociera do większej liczby uszu. Uzdrowicielka, podobnie jak przedtem Aid, dotknęła czoła, sprawdzając temperaturę. Zakołysała oseskiem, układając go w ramionach, zbliżyła do światła. W skupieniu przyglądała się maleńkiej twarzyczce, delikatnie uścisnęła małą dłoń, zagwizdała krótko i niezbyt głośno, by spróbować zwrócić na siebie uwagę niemowlaka.
— Żadnych wymiotów? Niestrawności? Nietypowego płaczu? — zapytała półgłosem, z uchem nad buzią malca.
— Nie, żadnych. Przebudził się tylko.
Ruchem wolnej ręki wskazała na wolny róg namiotu, dając znać pozostałym, aby się przesunęli i zrobili miejsce. Przyklękając, odwinęła dziecko z kocyka i pieluszek, położyła na miękkim futrze pozszywanym z królików podanym przez Geda. Rozebrane badała w skupieniu, szukając śladów na drobnym, różowym ciele. W końcu zawinęła je z powrotem, podniosła i oddała ojcu.
— Nie owijaj go i połóż przy matce. To nic poważnego.
— Co takiego?
Elfka pokręciła głową.
— Fizycznie nic mu nie dolega. Jest odrobinę zmęczone, nieco rozkojarzone. Zdarza się u dzieci, które wyprzedziły pisany im miesiąc.
— To zdrowy chłopiec, Ged — dodała nieco łagodniej, widząc resztki napięcia, które nadal trzymały się twarzy ich gospodarza. — Nic mu nie będzie. Dbaj, żeby miał dużo snu i kontaktu z matką. Zostało mi jeszcze trochę smarowidła, przygotuję ci nieco maści rozgrzewającej i na odparzenia. Aideen? Pomożesz mi? — Flohria zwróciła się do niej, wracając dziecko ojcu, skromnie zbywając przy tym jego podziękowania dla ich obu, powoli kierując się na zewnątrz.
Ilość słów: 0
- Aid
- Posty: 123
- Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
- Miano: Aideen Floh'riha
- Zdrowie: Daje radę
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Centrum obozu
Aideen z wewnętrzną ulgą przyjęła zapewnienie o dyskrecji. Nie zrobiła niczego złego, ale nie zależało jej na rozgłosie. Nie była pewna czy aby to dobry pomysł. Za mało jeszcze wiedziała o tutejszych, aby zupełnie się z nimi integrować i brać ich wszystkie problemy za swoje. Chciała pomóc, taki był domniemany cel całej tej wyprawy, lecz intencje to nie wszystko. Wczoraj jeszcze celowano do niej nieuzbrojonej z naciągniętą cięciwą, aby ją zastrzelić. I to jeszcze z jej własnej broni, którą polubownie oddała.
Przyglądając się zaś Flohrii mogła na własnej skórze poczuć gorzki smak ignorancji. Niby błogiej, ale do czasu kiedy trzeba podejmować jakieś działania. Jeszcze chwilę temu w głowie miała wiele zmartwień, którymi z pewnością po części zaraziła się od samego gospodarza. Opiekunka w swoim obyciu ze sprawą dziecka jasno dała znać, że wszystko ma się w najlepszym porządku. Łowczyni wiedziała, że wypowiada się szczerze, pomimo kontekstu dosłyszanego fragmentu jej rozmowy przed wejściem. Całun niepewności gładko rozproszyła, a i już ku wyjściu sugerowała. Aid pomóc oczywiście pomoże, jeśli trzeba, nie mieli szczegółowych planów. Elfka skinęła głową na pożegnanie, opuszczając młodą rodzinę i pierwsza wychodząc z szałasu.
Z przyjemnością wyjrzała nieboskłonu, zostawiając miejsce za sobą w lepszym ładzie niż zastała. Spojrzała po czekającym Vilumasie, uśmiechając się do niego oczami, jako że problemy gładko zostały rozwiane i że już nie ma co się martwić:
— Wszystko ma się jak należy Vil — stanęła obok wyjścia z szałasu, czekając na rudowłosą opiekunkę, aby to ruszyć z powrotem na uprzedni kurs dnia.
Przyglądając się zaś Flohrii mogła na własnej skórze poczuć gorzki smak ignorancji. Niby błogiej, ale do czasu kiedy trzeba podejmować jakieś działania. Jeszcze chwilę temu w głowie miała wiele zmartwień, którymi z pewnością po części zaraziła się od samego gospodarza. Opiekunka w swoim obyciu ze sprawą dziecka jasno dała znać, że wszystko ma się w najlepszym porządku. Łowczyni wiedziała, że wypowiada się szczerze, pomimo kontekstu dosłyszanego fragmentu jej rozmowy przed wejściem. Całun niepewności gładko rozproszyła, a i już ku wyjściu sugerowała. Aid pomóc oczywiście pomoże, jeśli trzeba, nie mieli szczegółowych planów. Elfka skinęła głową na pożegnanie, opuszczając młodą rodzinę i pierwsza wychodząc z szałasu.
Z przyjemnością wyjrzała nieboskłonu, zostawiając miejsce za sobą w lepszym ładzie niż zastała. Spojrzała po czekającym Vilumasie, uśmiechając się do niego oczami, jako że problemy gładko zostały rozwiane i że już nie ma co się martwić:
— Wszystko ma się jak należy Vil — stanęła obok wyjścia z szałasu, czekając na rudowłosą opiekunkę, aby to ruszyć z powrotem na uprzedni kurs dnia.
Ilość słów: 0
Re: Centrum obozu
Gdy obydwie wyszły przed namiot, szybko pokazało się, że Flohria wcale nie potrzebuje jej pomocy przy przygotowaniu. Chciała rozmowy, możliwie prędko i wyłącznie dla siebie. Szybkim, zdawkowym gestem zbyła pragnącego włączyć się do niej Vila, czekającego na nie przed namiotem. Seidhe wyrozumiale zmilczał, rozumiejąc, że rzecz dotyczy kobiecych spraw lub prywatnej materii. Dając im nieco przewagi dystansu, podążył za nimi jak cień, trzymając się na pewnej odległości.
— Małemu faktycznie nic będzie — orzekła, prowadząc w kierunku ogniska. — Ale to nieprawda, że to typowe. Co było matce? Zdążyłaś poznać?
Ruda elfka zatrzymała się przy pobliskiej krzewinie, odruchowo przyjrzała się, porastającym ją białym jagodom o zielonkawym zabarwieniu. Zerwawszy jedno, obróciła je w palcach, kierując spojrzenie na towarzyszkę.
— Małemu faktycznie nic będzie — orzekła, prowadząc w kierunku ogniska. — Ale to nieprawda, że to typowe. Co było matce? Zdążyłaś poznać?
Ruda elfka zatrzymała się przy pobliskiej krzewinie, odruchowo przyjrzała się, porastającym ją białym jagodom o zielonkawym zabarwieniu. Zerwawszy jedno, obróciła je w palcach, kierując spojrzenie na towarzyszkę.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław